niedziela, 27 października 2013

Rozdział 51 ''Skąd ty go znasz ?...''

- Jestem chora. - Spojrzałam najpierw na mame, następnie na tate który po moich słowach schował twarz w dłonie.

- Proszę, tylko nie mów mi że..

- Tak - wyszeptałam spuszczając wzrok.

Ojciec gwałtownie wstał z kanapy i wyszedł z pokoju. Moja matka siedziała w bezruchu patrząc na mnie, w jej oczach nie mieściły się już łzy które po chwili spłynęły po jej bladych policzkach.

- Luna... - Wyjąkała Sarah mocno mnie przytulając.

Wtuliłam się w nią, czułam jak moja koszulka staje się mokra zarówno od moich i jej łez. Do naszego uścisku dołączyła po chwili także Anne wręcz dławiąc się łzami. Nienawidziłam gdy moja rodzina była taka smutna, w dodatku przeze mnie. Teraz na pewno przed długi okres czasu uśmiech nie pojawi się na ich twarzach.

***TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ***

Obudziłam się czując lekki pocałunek na moim policzku. Uśmiechnęłam się lekko i otworzyłam zaspane oczy.

- Witaj Księżniczko - Widok szczęśliwego Jusa był czymś wspaniałym.

- Hej - lekko ziewnęłam.

- Wyspana ? - Spytał z ogromnym uśmiechem.

- Tak, a co ty dzisiaj taki szczęśliwy ? - Zapytałam wstając z wygodnego łóżka.

- Mam swoje powody - Zaśmiał się cicho.

- Dobrzee - biorąc czystą bieliznę ruszyłam do łazienki.

Poranny prysznic orzeźwił moje zmęczone, blade ciało. Wysuszyłam włosy, ubrałam się i zeszłam na dół gdzie czekała już na mnie moja rodzina. Emily siedziała na specjalnym krzesełku dla dzieci, a Jus zaczął ją karmić moim mlekiem w butelce. Z racji tego że jestem chora uznałam że nie będę karmić piersią.

- Justin, trzeba zapraszać gości na chrzciny. - Odezwałam się wyciągając składniki na kanapki.

- Wiem, kogo wybieramy za chrzestnych ?

- Wiesz...myślałam nad tym i bardzo bym chciała żeby ojcem chrzestnym był.. Chris

- Kto ?

- Chris, chodziłeś z nim do podstawówki

- Skąd ty go znasz ? - Oderwał wzrok od Ems i spojrzał na mnie.

Nie mogłam mu powiedzieć prawdy, musiałam coś wymyślić.

- Poznaliśmy się..kiedyś - zaśmiałam się nerwowo.

- W sumie..dawno go nie widziałem, a masz do niego kontakt ?

- Gdzieś mam

- To dzwoń - przytaknęłam i zostawiając na stole uszykowane kanapki ruszyłam na górę.

Chwyciłam telefon i zaczęłam przeglądać kontakty, nie byłam do końca pewna czy mam jego numer. Na szczęście znalazłam go i bez zastanowienia nacisnęłam zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał, drugi..

- Halo ? - Usłyszałam jego zachrypnięty głos za którym bardzo tęskniłam.

- Hej.. - Zaczęłam nieśmiało.

- Kto mówi ? - Nabrał poważny ton głosu.

- Nie poznajesz ? - Zaśmiałam się delikatnie.

-...Luna ? - Zamilkł na chwile.

- Yhm

- O mój boże, Lu to naprawdę ty ?! - Wydarł się do słuchawki na co zachichotałam.

- Noo.

- Ale się za tobą stęskniłem.

- Ja też

- Coś się stało ? - Zapytał po chwili.

- Tak, mam do ciebie prośbę..

- Słucham.

- Zrobiłbyś mi tą przyjemność i został chrzestnym Emily ?..
-------------------------------
Przepraszam że rozdział jest taki beznadziejny ale szczerze mówiąc straciłam chęci na pisanie go, oczywiście napisze go do końca ale rozdziały nie będą zbyt ciekawe. Skończyły mi się już pomysły na to opowiadanie ale za to zaczęłam pisać kolejna, według mnie o wiele ciekawsze opowiadanie, jakby ktoś chciał zacząć czytać to zapraszam TUTAJ dopiero są bohaterowie, prolog i rozdział 1 ;) Także zapraszam i DO NASTĘPNEGO !! <3

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 50 ''Spróbuj, proszę...''

Mogę tego wszystkiego nie dożyć, a oddała bym wszystko żeby być przy niej na zawsze.

- Lepiej połóż się już spać, późno się zrobiło. - Odezwałam się do ziewającej dziewczynki.

Przytaknęła tylko i lekko się uśmiechnęła. Okryłam dziecko kołdrą i delikatnie pocałowałam w czółko.

- Dobranoc

- Dobranoc, Kelsey - wyszłam z sali w której znajdowała się dziewczynka i ruszyłam do mojej.

Udałam się pod prysznic, szybkie orzeźwienie. Wyszłam z kabiny i ubierając świeżą piżamę, wyszłam z małej łazienki. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i szybko zasnęłam.

***OCZAMI JUSTINA***

Obudziłem się wcześnie rano o dziwo czując się wyspany. Po porannym prysznicu zszedłem na dół na małe śniadanie. Zjadłem kanapkę i biorąc kluczyki wyszedłem z domu. Podjechałem pod dom mojej matki, wziąłem Emily i ponownie ruszyłem w drogę. Tym razem podjechałem pod szpital, wziąłem dziecko na ręce i powolnym krokiem wszedłem do środka. Znowu winda, znowu korytarz i ponownie drzwi numer 231. Jedną ręką otworzyłem je i wszedłem do środka. Luna jeszcze słodko spała, podszedłem do niej i kładąc dziecko obok niej cicho je obserwowałem, obserwowałem dwie najważniejsze kobiety w moim życiu. Nagle maluszek zaczął się wiercić i cicho skomleć. Lu słysząc dźwięki wydawane przez dziewczynkę otworzyła zaspane oczy. Na sam widok małego szkraba uśmiechnęła się.

- Hej - Popatrzyła na mnie lekko się przeciągając

- Cześć - Odpowiedziałem nie spuszczając wzroku z dziecka które wpatrywało się w swoją mamę.

Wyglądała przekomicznie, dlatego trudno było powstrzymać śmiech. Luna objęła małą i pocałowała w policzek.

- Kocham cię, maluszku - Powiedziała mocniej przytulając dziewczynkę.

- A ja kocham was - Podszedłem do nich i usiadłem na łóżku.

Wziąłem delikatną rączkę Emily, gładząc jej aksamitną skórę.

- Nie gniewasz się już ? -Spytała Luna.

- Nie, ale.. - Dziewczyna westchnęła.

- Nie zmienię zdania - Wyprzedziła mnie, wywracając oczami.

Popatrzyłem na nią smutnymi oczami.

- Na pewno ?

- Na pewno - Nie mogłem jej przecież zmusić, musiałem zaakceptować jej wole.

Po godzinie, lekarz wszedł do sali.

- Masz wypis - Powiedział prosto z mostu, bez żadnych emocji, nawet na nią nie spojrzała.

Podał kartkę i wyszedł.

- Co mu jest ?

- Nie mam pojęcia - Wzruszyłem ramionami i biorąc wszystkie rzeczy ruszyłem w kierunku windy.

Po chwili oboje wyszliśmy z budynku które tak dobrze znaliśmy. Gdy Ems siedziała już w swoim foteliku, a Lu zapinała pasy odpaliłem auto. Ruszyłem powoli w stronę naszego domu. Mijałem kolejne ulice, siedzieliśmy w ciszy. Zaparkowałem przed niewielkim domkiem. Jak gdyby nigdy nic weszliśmy do środka domu.

- Zachowuj się jakby nic się nie stało, zapominamy o chorobie.. - Odezwała się dziewczyna.

- Nie dam rady - Popatrzyłem w jej brązowe oczy które nie miały już w sobie tyle szczęścia co kiedyś.

- Spróbuj, proszę - Musnęła delikatnie moje wargi.

Pokiwałem głową. Wziąłem z jej rąk dziewczynkę która powoli już usypiała. Pomknąłem na górę, ułożyłem córkę w łóżeczku obserwując jak powoli zamyka oczy..

***TYDZIEŃ PÓŹNIEJ***

***OCZAMI LUNY***

- Nie, proszę nie. Nie teraz, przyjdziemy kiedy indziej.- Namawiałam Justina który lekko popychał mnie w stronę drzwi do domu moich rodziców.

- Musisz im to w końcu powiedzieć, im szybciej tym lepiej - Nim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć zapukał do dużych drewnianych drzwi.

- Uhh, nienawidzę cię - Burknęłam i stanęłam obok niego.

- Nie prawda - Uśmiechnął się lekko.

- Prawda - Nie odpowiedział mi już, ponieważ drzwi się otworzyły a w nich stanęła moja rodzicielka.

Przełknęłam głośno ślinę i sztucznie się uśmiechnęłam.

- Witajcie - Przywitała się z nami uściskiem i zaprosiła do środka. usiedliśmy wszyscy, dosłownie wszyscy ponieważ z nami była także moja siostra która po rozstaniu ze swoim mężem zamieszkała znowu z rodzicami.

- A więc co was sprowadza, pytam ponieważ od jakiegoś czasu w ogóle się nie odzywaliście. - Zaczęła Anne, a ja nerwowo ścisnęłam rękę Jusa.

- Mieliśmy dużo spraw do załatwienia...muszę wam coś powiedzieć.- Spojrzałam na nich poważnie, ich uśmiechy szybko zniknęły.

- Tylko mi nie mów że znowu jesteś w ciąży - Powiedział przestraszony mój ojciec.

- Nie ! No co ty - spojrzałam na niego, a on odetchnął z ulgą.

- A więc o co chodzi ? - Wiedziałam że ten moment musiał nadejść, ale nie spodziewałam się że tak szybko.

Spojrzałam smutnym wzrokiem na chłopaka który przyjął poważny wyraz twarzy. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy.

- Jestem chora...

piątek, 18 października 2013

Rozdział 49 ''Odejdź póki jeszcze możesz''

- Chce się wypisać - Spojrzałam na niego poważnie.

- Dlaczego ? - Spytał na co ja przewróciłam oczami.

- Jesteś lekarzem dość długo, powinieneś wiedzieć dlaczego pacjent...śmiertelnie chory chce wyjść z budynku przez które marnuje swój ostatni czas..- Popatrzyłam na niego smutnymi oczyma.

Nie odzywał się lecz po chwili delikatnie przytaknął.

- Rozumiem, ale..

- Nie ma żadnego ale, podjęłam już decyzje - Przerwałam mu wstając z łóżka.

- Jeżeli to ostateczna decyzja to będziesz mogła wyjść jutro..- Nic więcej nie mówiąc opuścił pomieszczenie.

Westchnęłam głęboko, wyszłam z sali. Szłam przez długi korytarz, myśląc nad wszystkim. Dobrze robię, nie chce tu być. Myśl że moje życie w każdym momencie może się zakończyć jest nie do opisania. Boję się, cały czas się boję że nie zdążę się z wszystkimi pożegnać. Chce zrobić rzeczy o których marze, które zawsze miałam w planach. Nie zamierzam leżeć w łóżku i czekać na śmierć, ja chce właśnie w tej chwili żyć jak che, nie martwiąc się niczym.

Szłam dalej przez długi korytarz, aż nagle spostrzegłam przez okienko, sale w której siedziała mała dziewczynka. Płakała.. Nie zastanawiając sie długo weszłam do pomieszczenia. Dziecko od razu odwróciło główkę, w jej oczach widać było przerażenie.

- Nie ! Nie wchodź - Pisnęła, wymachując małymi rączkami.

- Spokojnie.. - Zaczęłam się do niej powoli zbliżać.

- Odejdź póki jeszcze możesz - Wyjąkała, pokręciłam przecząco głową i usiadłam na skrawku jej łóżka.

- Jestem Luna, a tobie jak na imię ? Wydawała się nieśmiała, zamknięta w sobie, nadal była bardzo zdziwiona tym że ktoś ją odwiedził.

- Kelsey - Wyszeptała spuszczając wzrok.

- Miło mi - Uśmiechnęłam się lekko.

- Co tu robisz ? - Spytała na chwile obdarzając mnie swoim spojrzeniem.

- Pewnie to co ty - Odpowiedziałam.

- Nie możesz tu być..

- Dlaczego ?

- Nikt nie może mnie odwiedzać...mogę ci wyjawić sekret ? - Popatrzyła na mnie poważnie.

Przytaknęłam, dziewczynka widząc mój gest przybliżyła się do mnie i zaczęła szeptać na ucho.

- Siedzi we mnie mały potworek który może odwiedzać innych, nie chce żeby tak było, ale to nie ode mnie zależy...ten potworek jest zły, nie lubi nikogo, wszyscy którzy go spotkają, odchodzą.. - Mała dziewczynka skończyła swoją wypowiedz i lekko się ode mnie oddaliła.

Spojrzałam na nią, widziałam przerażenie w jej oczach. Czułam że to dziecko usiało bardzo wiele przejść, wiele złych rzeczy, doświadczeń mogło ją spotkać.

- Nie martw się, ja mam swojego własnego potworka który odstraszy twojego - Uśmiechnęłam się, choć nie było z czego się cieszyć.

- Naprawdę ? - Jej malutkie oczka zabłysły, pokiwałam głową, a drobniutka postać po raz pierwszy się uśmiechnęła. Miała przepiękny uśmiech, taki który podnosił na duchu każdego.

Moja córeczka też taka kiedyś będzie..bardzo bym chciała to zobaczyć, dożyć chwili w której pierwszy raz powie do mnie mamo, kiedy zacznie stawiać pierwsze kroki, kiedy odbędzie się jej pierwszy dzień w szkole, wszystkie nasze dobre jak i złe chwile, każda kłótnia i każde pogodzenie, jej pierwszy chłopak, pierwszy zawód miłosny, jej problemy które rozwiążemy razem, jej sukcesy z których wspólnie będziemy się cieszyć, jej mąż jak i dzieci..mogę tego wszystkiego nie dożyć, a oddałabym wszystko żeby być przy niej na zawsze...

********************************
Hej !! :) Prosiłam was o malutkie komentarze, ale żadnego nie widziałam. Jeden choćby najmniejszy znak że ktoś tu jest da mi potwierdzenie że nie piszę tego na marne.. Jeżeli to dla was tak dużo to nie będę was zmuszać. Bez względu na wszystko dalej będę pisała to opowiadanie, ale muszę was poinformować że niedługo będę je KOŃCZYĆ, ponieważ tak zaplanowałam i tak będzie. Mam już pomysł na następne o wile lepsze według mnie opowiadanie ( Z niegrzecznym Justinem (: ), jeżeli ktoś będzie zainteresowany to oczywiście w ostatnim rozdziale podam linka do niego :) T tyle także DO NASTĘPNEGO !! <33

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 48 ''Na co chora ?''

Przez chwile się nie ruszał lecz po chwili usłyszałam głośny trzask drzwi.

***OCZAMI JUSTINA***

Popatrzyłem na nią zdziwiony, nie chciałem się dłużej kłócić więc dla świętego spokoju wyszedłem z sali. Wsiadłem do windy, następnie opuściłem budynek. Odpaliłem silnik samochodu i ruszyłem odebrać moją córkę. Chwile potem byłem już na miejscu. Zapukałem w duże drewniane drzwi. Usłyszałem kroki, następnie drobna postać w drzwiach.

- Justin - uśmiechnęła się matka Luny.

- Przyszedłem po Emily - powiedziałem prosto z mostu robiąc krok w przód.

 Zdziwiło ją to ale bez słowa oddaliła się ode mnie. Poczekałem, aż zobaczyłem małą dziewczynkę. Uśmiechnąłem się i ostrożnie odebrałem maluszka z rąk kobiety.

- Czy coś się stało ? - Zapytała.

- Nie.. Nic się nie stało - słabo się uśmiechnąłem i wyszedłem z domu.

 Otwierając tylne drzwi, bezpiecznie umieściłem dziecko w foteliku. Sam po chwili wsiadłem za kierownicą i ruszyłem w przeciwną stronę. Wjechałem na podjazd, wyłączyłem samochód. Wziąłem dziewczynkę na ręce i ruszyłem w stronę drzwi. Tym razem bez pukania wszedłem do środka.

- O, Justin, co ty tu robisz ? - Zapytała Pattie wycierając mokre ręce w szmatkę.

- Muszę pogadać - powiedziałem poważnie.

 Kobieta od razu mnie zrozumiała i kończąc czynność którą dotychczas robiła usiadł naprzeciwko mnie.

- Słucham. - Westchnąłem, usadowiłem się wygodnie na kanapie i zacząłem opowiadać.

- Luna....jest chora, i to poważnie, bardzo poważnie.. - Przerwałem przymykając lekko powieki nie dając łzą wyjść na zewnątrz.

Moja matka natomiast otworzyła szeroko oczy.

- Na co chora ?

- ...nieważne, ważne jest to że ona nie chce się leczyć, a bez tego...umrze. - Spuściłem wzrok czując że już nie powstrzymam kilku stróżek wody płynących po moich policzkach.

 Kobieta wstała z miejsca, podeszła do mnie i po prostu przytuliła. W tamtym momencie właśnie tego potrzebowałem najbardziej. Gdy już się trochę uspokoiłem zacząłem dalej mówić.

- Ja nie chce żeby ona przestała się leczyć, ale ona uważa że zostając w szpitalu marnuje swój czas..

- Justin, ona ma racje, nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć. Chcesz żeby cały czas przebywała z dala bliskich, żeby zmarnowała ostatnie chwile ? - Popatrzyła mi w oczy.

- Oczywiście że nie, ale...może leczenie coś da, ja nie chce jej stracić - Kolejne łzy spływały.

- Wiem synku - Pattie wycierała każdą krople pojawiającą się.

- Nikt tego nie chce, ale widocznie tak musiało być, musicie wykorzystać ten czas który wam pozostał. - Położyła dłoń na moim ramieniu.

Dziecko zaczęło płakać, Patricia dopiero wtedy zwróciła na nie uwagę.

- Musisz być silny, musisz dać rade, musisz jeszcze wychować Emily. -Pogładziła delikatny policzek maluszka.

Wstałem z kanapy i zacząłem kołysać się by uspokoić Em.

- Wiem, boję się że nie dam rady - spojrzałem na matkę.

- Nie możesz tak mówić, wszystko będzie dobrze. Co ma być to będzie...

- Mógłbym ją tu zostawić, padam na twarz a nie ma się kto nią zająć. - Spytałem lekko ziewając.

- Pewnie, jedź odpocznij. - Podziękowałem jej i ruszyłem w drogę do mojego domu.

 Przejechałem przez mały lasek, aż w końcu zatrzymałem się. Otworzyłem drzwi, ściągnąłem buty i od razu pomknąłem do sypialni. Położyłem się na łóżku, wziąłem telefon do ręki i zacząłem pisać smsa

Przyjadę jutro.

Wybrałem numer Luny i wysłałem. Chwile potem zasnąłem..

***OCZAMI LUNY***

No i zostałam sama, świetnie. Wyłożyłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam oglądać jakiś denny program który puszczali w małym telewizorku. Chwile potem wcisnęłam mały guzik koło łóżka, a zaraz potem w sali pojawiła się pielęgniarka.

- W czymś pomóc ? - Zapytała z ogromnym uśmiechem.

- Proszę wezwać doktora Browna - Odezwałam się, wyszła z pokoju, a na jej miejscu stanął Anthony.

- Stało się coś ? - Usiadł na krawędzi mojego łóżka.

- Chce się wypisać...
*******************
SŁUCHALIŚCIE JUŻ PIOSENKI ALL THAT MATTERS ? Jeżeli nie to macie linka http://www.youtube.com/watch?v=zrzSHLmChfg . Zajebista jest ta piosenka :)

piątek, 11 października 2013

Rozdział 47 ''Nie będziesz mi rozkazywać...''

-Nie zostawisz, obiecuje...obiecuje - ucałował mnie w czubek głowy.

Przy nim czułam się bezpieczna, zapominałam o problemach.

-Kocham cię - wyszeptałam patrząc w jego oczy.

-Jak bardzo ? - Uśmiechnął się.

Zrozumiałam aluzje i po chwili stanowczo wpiłam się w jego usta.

- Tak - Otarłam łzy, starając się choć na chwile uśmiechnąć.

- To teraz moja kolej - Ten pocałunek był krótki ale bardzo czuły.

Odsunął się ode mnie, ani na chwile nie odwracając wzroku.

Postanowiliśmy nie myśleć o chorobie, chcieliśmy cieszyć się chwilą, i żyć jak jeszcze nigdy...

- Justin...- Splotłam nasze dłonie razem.

- Co ?

- Nie chce tu siedzieć, nie chce tu marnować mojego czasu.. - Popatrzył na mnie pytającym wzrokiem, ja natomiast na niego nie spojrzałam.

- A co z leczeniem ? - Westchnęłam głęboko.

- Nie chce spędzić ostatnich chwili życia z dala rodziny, chce być z wami...rozumiesz ? - Patrzył na mnie jakby pierwszy raz widział człowieka.

- Ale jeżeli nie będziesz się leczyć to....

- Nie myśl o tym - przerwałam mu, kładąc dłoń na jego policzku.

- Nie, nie pozwalam ci - szepnął wpatrując się we mnie.

- Justin...

- Nie ! Zostaniesz tu i będziesz się leczyć ! - Wstał gwałtownie z łóżka.

Bardzo zdziwiła mnie jego reakcja.

- Nie będziesz mi rozkazywać.

- Będę.

- O nie, co to to nie. Nie jestem lalką którą można kierować, ja decyduje co robię... Wyjdź, chce zostać na chwile sama.. - Wskazałam ręką na drzwi, nie patrzyłam na niego.

Przez chwile się nie ruszał, lecz po chwili usłyszałam głośny trzask drzwi...

czwartek, 10 października 2013

Rozdział 46 ''Nie zostawisz, obiecuje...''

-Mama...- Wyszeptała.

Otworzyłem szeroko oczy. Moja reakcja jej nie pomogła, po chwili zaczęła panikować wymachując przy tym telefonem.

- Uspokój się...odbierz - Chwyciłem ją za ramiona chcąc żeby się uspokoiła.

Popatrzyła mi w oczy.

- Boję się...

- Czego ?

- ....Nie wiem- Szeptała.

- Odbierz - Ponagliłem ją słysząc że dzwonek telefonu nadal dzwoni.

Przygryzła wargę i niepewnie przejechała palcem po ekranie.

***OCZAMI LUNY***

No i co tu robić ?! Kurwa, nie ma innej opcji..

- Halo...- Odezwałam się jako pierwsza.

- Boże, córciu co się stało ?! - Wydarła się do słuchawki.

- Spokojnie, wszystko...w porządku - Tak wiem, kłamałam...ale nie chce takiej rzeczy powiedzieć jej przez telefon.

- ....Nawet nie wiesz jak nam ulżyło - Szepnęła. Byłam pewna że w tamtym momencie płynęły jej łzy.

Czułam się okropnie że ją okłamałam, nie wyobrażałam sobie jej reakcje na wieść o chorobie.
- Mamuś, ja muszę kończyć bo...lekarz mnie wzywa, pa - Rozłączyłam się czując że nie wytrzymałabym. Policzki po chwili stały się mokre, Justin podszedł do mnie, zamykając mnie w uścisku.

- Nie dam rady...- Wybełkotałam.

- Dasz, my razem damy..

- Ale ty nie rozumiesz...

- To mi wytłumacz. - Popatrzył w moje oczy, nie wiedziałam czy lepiej mu powiedzieć, czy może siedzieć cicho.

Przez chwile nie odzywałam się.

- Oni drugiego razu nie zniosą..- Wydusiłam z siebie, on natomiast spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Drugiego ? - Przytaknęłam.

Wyglądał jakby analizował wszystkie fakty, sporo mu to zajęło, bo dopiero po paru minutach rozszerzyły mu się źrenice, a jego głowa odwróciła się w moją stronę.

- Nie...

- Tak..

- Nie..

- Ta..

- Dlaczego mi nie powiedziałaś ? - Stał w bezruchu.

- A po co miałam ci mówić ? - Spuściłam wzrok.

- O mój boże, niewierze..- Chwycił się za głowę, przy okazji szarpiąc za włosy.

- To i tak już nie ma znaczenia. - Popatrzył na mnie.

- Nie ma znaczenia ?! - Jego głos wyrażał coś czego nie mogłem rozszyfrować, czy to był smutek, czy gniew..nie wiem.

- A czy to coś zmienia, byłam chora, zwyciężyła...i znowu przegrałam.

- Nie mów tak...wygramy to, rozumiesz ? Wtedy się udało to i teraz się uda - Przytulił mnie, całując czoło.

- Wszystko będzie dobrze, będziemy szczęśliwą rodziną, ja, ty i nasza córeczka...- Wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona lampeczka. Jak...umrę zostawię nie tylko Justina i rodziców, ale także moją córeczko, moją Emily.

- Jus, ja nie chce was zostawiać - Kolejna fala łez..

- Nie zostawisz, obiecuje....obiecuje...

********************************

Hej :) Wczoraj, albo przedwczoraj, bardzo miło mnie zaskoczyliście, ponieważ bardzo dużo było w tym dniu wyświetleń, ale niestety żadnego komentarza :( Bardzo się ciesze z tych wszystkich wyświetleń, ale żadna osoba nie napisała choćby jednego słówka... Także jeżeli byście mogli, zostawić po sobie nawet najmniejszy ślad to byłabym bardzo bardzo wdzięczna :) To motywuje mnie także do pracy i daje świadomość ile osób to czyta. To tyle, także DO NASTĘPNEGO <3

wtorek, 8 października 2013

Rozdział 45 ''Mama...''

Muszę być silna, jak nie dla siebie to dla innych. Nie wiem ile czasu minęło, dalej tkwiłam w mocnym uścisku Thonego. Za oknem robiło się ciemno, Justina nadal nie było. Martwiłam się to za mało powiedziane ja byłam przerażona.

- A jak mu się coś stało ? - Wyszeptałam odrywając się od lekarza.

 Spojrzał na mnie.

- Na pewno nic mu nie jest, musiał odreagować, to też jest dla niego trudne - wytłumaczył.

- Dziękuje..

- Zawsze do usług - uśmiechnął się.

***OCZAMI JUSTINA***

Za dużo...za dużo myśli, pytań. Nie wiem gdzie jestem, nie obchodzi mnie to. Nie czuje zmęczenia, nic nie czuje. Zupełnie wyprany z emocji mknę przed siebie. Nie przeszkadzają mi trąbiące auta które koło mnie przemykają, nie zwracam uwagi na wszystkie kolorowe bilbordy, znaki. Pierwszy raz jestem odłączony od świata, podoba mi się to. Każdy kiedyś musi spróbować.

 Lecz nikt nie może tak trwać wiecznie, ja też.... Czując poczucie winy zawróciłem w stronę już dobrze znanego mi budynku. Droga bardzo się dłużyła, nawet nie wiedziałem że tak daleko odszedłem. Zobaczyłem schody, następnie duże szklane drzwi, windę i korytarz pełen drzwi. Sam koniec...231. Bez żadnego ostrzeżenia wszedłem do środka. Widok jaki tam zastałem, bardzo...bardzo mnie zasmucił, ale rozumiałem...

- Justin..- Luna oderwała się od Browna podchodząc do mnie.

Gdy już była wystarczająco blisko mnie wtuliła się, chowając zapłakaną twarz w mój tors. Po chwili odwzajemniłem uścisk ukradkiem patrząc na Thonego. Co wyrażał mój wzrok ? Nie wiem... Mieszanka, zazdrości i podziękowania. Dziewczyna pociągnęła nosem i odsunęła ode mnie.

- Gdzie byłeś ? - Spojrzała na mnie podkrążonymi oczami.

- Przejść się - Zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, zatkałem jej usta pocałunkiem.

 Od razu poczułem zaschniętą słoną ciecz która pokryła jej usta.

- To ja już pójdę, jeżeli będę potrzebny to wołajcie - Parę sekund i już go nie było w pokoju.

Zatraciliśmy się w pocałunku, który stawał się coraz bardziej namiętny. Chociaż na chwile mogliśmy zapomnieć o problemie. Niechętnie oderwałem się od niej i spojrzałem w te cudowne oczy.

- Kocham Cię - Pierwszy raz się zaśmiała będąc w szpitalu, brakowało mi tego, to była muzyka dla moich uszu.

- Ja ciebie też - cmoknęła mnie delikatnie.

Moja mina powoli zrzedła.

- A co z... rodzicami ? - Zapytałem wiedząc że i tak prędzej czy później, musielibyśmy o tym porozmawiać.

Jej uśmiech także zniknął a na jego miejsce wtargnęło przerażenie pomieszane z zamyśleniem.

- Nie wiem...boję się, nie wiem jak to przyjmą.. - Spuściła wzrok czując że w jej oczach zbierały się łzy.

Skąd wiedziałem ? Ponieważ po chwili moje dłonie były mokre, od wycierania kropli spływających po jej policzku.

- Ej, skarbie.. - Chwyciłem jej podbródek zmuszając ją do kontaktu wzrokowego. - Co by się nie działo, ja zawsze będę przy tobie przejdziemy przez to razem.. - Przytuliłem ją, chcąc żeby tak zostało już na zawsze.

Staliśmy tak w milczeniu, aż nagle naszą chwile przerwał dzwonek telefonu. Luna wyciągnęła telefon, spojrzała na wyświetlacz...

- Mama..- Wyszeptała...

sobota, 5 października 2013

Rozdział 44 ''Powinnaś wiedzieć...''

- A więc, może ktoś mi w końcu wyjaśnić co tu się dzieje ? - Popatrzyłam raz na Justina raz na Thonego (lekarza). 

-...- Popatrzeli tylko na siebie, udając że nie usłyszeli pytania.

Wywróciłam oczami.

- Powiecie mi czy nie ? - Powoli zaczynałam tracić już cierpliwość.

Justin nerwowo zaczął się wiercić na łóżku, co chwile ocierając łzy. Anthony za to wyglądał jakby zastanawiał się czy odezwać się czy raczej siedzieć cicho. Wybrał opcje pierwszą.

- Powinnaś wiedzieć... Przeprowadziliśmy badania i... - W tym momencie w pokoju została zmniejszona liczba zgromadzonych, Justin tak po prostu wyszedł z sali.

Zdezorientowana wstałam z łóżka, chciałam już za nim wyjść ale ktoś mnie powstrzymał.

- Daj mu czas, musi ochłonąć...

- Po co ma niby ochłonąć, czy możesz mi do jasnej cholery powiedzieć co się tu wyrabia ?!- Wydarłam się, lecz chyba na moją niekorzyść, bo po chwili ból sprzed godziny powrócił.

- Spokojnie...lepiej usiądź. - lekko popchnął mnie w stronę łóżka.

Posłusznie wykonałam jego polecenie, czekając na wyjaśnienia. Mężczyzna widząc mój wzrok, głośno westchnął i nie patrzył na mnie.

- Jesteś chora - Wyszeptał, lecz na tyle głośno żebym usłyszała.

Choroba, choroba to choroba, da się wyleczyć...

- Na co ?

- Masz raka... - Zakrył dłońmi twarz, a ja ?

Siedziałam wpatrując się tępo w przestrzeń... Rak wrócił... pewnie teraz każdy z was nie wie o co chodzi, już wyjaśniam... Otóż gdy miałam tak gdzieś z 10 lat, pojawiły się różne nieprzyjemne objawy. Całe dnie w szpitalu, wszystkie badania potwierdziły że jestem chora. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jakie to jest poważne, nie wiedziałam jak to się może skończyć...nim się zorientowałam, raka już  nie było, wszyscy przekonywali mnie że jestem zdrowa...aż do dzisiaj. Każdy myślał że to cud, cud że żyje że przezwyciężyłam chorobę na którą umiera nie jeden człowiek... Dlaczego nikt o tym nie wiedział ? A jest się czym chwalić ? Nie chciałam żeby ktoś specjalnie się nade mną litował i laskę robił. Żyłam normalnie...do czasu. Czyli moje życie już jest przesądzone ? To znaczy że opuszczę tych których kocham najbardziej, którzy są dla mnie najważniejsi ?

- Luna...- Z rozmyśleń wybudził mnie czyiś dotyk.

Potrząsnęłam głową, Brown siedział wpatrzony we mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

- Tak ?

- Wszystko w porządku...- Popatrzyłam na niego, czując że w moich oczach zbierają się łzy, pokręciłam przecząco głową.

Nawet się nie zorientowałam jak morze łez zalało moje zaróżowione policzki. Nie czekając długo Thony wziął mnie w ramiona. Wtuliłam się w niego czując kolejny przypływ łez. Mój szloch zamienił się w bardzo głośny płacz.

- Nie chce odchodzić, nie teraz... - Wybełkotałam, lekko się jąkając.

- Ciii, będzie dobrze. - Mężczyzna delikatnie głaskał tył mojej głowy, chcąc dodać mi otuchy. Powoli się uspokajałam, będąc już zmęczona tym płaczem. Muszę być silna, jak nie dla siebie to dla innych...

*******************************
Bardzo przepraszam że taki krótki :(

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 43 ''Nie zostawiaj mnie...proszę''

Włączcie sobie tą melodię .

- Przykro mi to mówić... ale pani Luna ma raka - Nie patrzył w moje oczy które w jednej sekundzie zalały się wodospadem łez.

- Co ?...- Ledwo co mogłem wypowiedzieć najprostsze zdanie. 

Ręce mi się trzęsły, a świat wokół mnie przestał nagle istnieć.

- Przykro mi... - Powtórzył kładąc dłoń na moim ramieniu. 

- Nie ! - Wydarłem się gwałtownie wstając z krzesła. 

- To nie jest prawda ! - Padłem na kolana, zakrywając dłońmi twarz. 

Nikt nigdy nie zrozumie jak się czułem, nawet ja sam nie do końca wiem co się wtedy działo. Wmawiałem sobie że to wszystko to najgorszy, najstraszniejszy, najbardziej niechciany koszmar jaki kiedykolwiek miałem. Kogo ja chce oszukać ? To się działo na prawdę,  to było życie, jebane życie. 

Leżałem na podłodze zanosząc się płaczem, nikt nie próbował mnie podnieść wiedząc że i tak to nic nie da. Ostatkami sił podniosłem się na równe nogi, powolnym krokiem zmierzając do sali 231. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, ukazując kolejne drzwi. 229, 230....231. Drżącą ręką chwyciłem klamkę. Drzwi rozsunęły się szeroko ukazując leżącą na łóżku uśmiechniętą dziewczynę  Luna.. mój kochany, jedyny skarb. Moja pierwsza i ostatnia miłość, moje życie mój sens... Niczego nie świadoma ukazała jeden ze swoich przepięknych uśmiechów, tych za które można zabić. Zbliżyłem się, ani na sekundę nie przestając płakać. Im byłem bliżej jej uśmiech zanikał. 

- Justin kochanie, co się stało ? - Zrobiła pytającą minę. A ja ? Ja wpatrywałem się w jej piękne brązowe oczy których miałbym już nigdy więcej nie zobaczyć. Nie mogłem wydusić z siebie żadnego słowa, położyłem głowę na jej brzuchu łkając. 

- Nie zostawiaj mnie...proszę - Wymamrotałem, chwyciłem ją za rękę którą centymetr po centymertrze zacząłem całować. 

- Dlaczego miałabym cię zostawić ? - Z zdziwieniem przypatrywała mi się, nie wiedząc o co chodzi. 

- Kocham cię... nie zostawiaj mnie.. - Płacz to za mało powiedziane, ja się wręcz dławiłem słonymi łzami które co chwile spływały. 

Po chwili złapała moją twarz w ręce i spojrzała na mnie. 

- Justin, co się dzieje ? - Szepnęła próbując rozszyfrować coś z moich oczu. 

Nie mogłem jej tego powiedzieć, nie potrafiłem  nie chciałem .. Jej delikatny dotyk mnie uspokajał, póki była przy mnie wszystkie zmartwienia odchodziły. Co się stanie jak jej zabraknie ? Nie przeżyje tego, nie będę normalnie funkcjonował  Jeżeli ona... umrze, ja umrę razem z nią, jak nie fizycznie to psychicznie. Oprócz niej, nikt nie jest mi tak bliski....Emily. Moja mała córeczka, jeszcze ona mi została,  o nią muszę dbać, troszczyć się. Nie mogę jej zostawić, potrzebuje mnie...

Poczułem na moich ustach, inne które były niepowtarzalne,  jedyne w swoim rodzaju, jedyne które posiadała kobieta mojego życia. Wybudziłem się z transu, patrząc na nią uważnie. 

- Co się dzieję ? - Powtórzyła swoje pytanie. 

Pokręciłem przecząco głową dając jej do zrozumienia że nie byłem w stanie jej tego powiedzieć.

- Przepraszam... Mogę wejść ? - Zapytał mężczyzna który zajmował się Lu.

***OCZAMI LUNY***

Był taki nieobecny, co chwile nowe łzy pokrywały jego zaczerwienione policzki. Nie miałam pojęcia co się stało. Pogrążył się w swoich myślach zupełnie zapominając o całym świecie. Chcąc zwrócić jego uwagę delikatnie musnęłam jego usta. Od razu spojrzał na mnie z taką troską jakiej jeszcze nigdy. Zaczęłam się martwić, co mogło go doprowadzić do takiego stanu ? 

- Przepraszam... Mogę wejść ? - Zapytał doktor Brown, nieśmiało wychylając się zza drzwi.

- Tak, proszę - Zaprosiłam mężczyznę który chwile potem siedział już na krześle obok mojego łóżka. 

- A więc, może ktoś mi w końcu wyjaśnić co tu się dzieje ? - Popatrzyłam raz na Justina raz na Thonego (lekarza). 

-...