wtorek, 8 października 2013

Rozdział 45 ''Mama...''

Muszę być silna, jak nie dla siebie to dla innych. Nie wiem ile czasu minęło, dalej tkwiłam w mocnym uścisku Thonego. Za oknem robiło się ciemno, Justina nadal nie było. Martwiłam się to za mało powiedziane ja byłam przerażona.

- A jak mu się coś stało ? - Wyszeptałam odrywając się od lekarza.

 Spojrzał na mnie.

- Na pewno nic mu nie jest, musiał odreagować, to też jest dla niego trudne - wytłumaczył.

- Dziękuje..

- Zawsze do usług - uśmiechnął się.

***OCZAMI JUSTINA***

Za dużo...za dużo myśli, pytań. Nie wiem gdzie jestem, nie obchodzi mnie to. Nie czuje zmęczenia, nic nie czuje. Zupełnie wyprany z emocji mknę przed siebie. Nie przeszkadzają mi trąbiące auta które koło mnie przemykają, nie zwracam uwagi na wszystkie kolorowe bilbordy, znaki. Pierwszy raz jestem odłączony od świata, podoba mi się to. Każdy kiedyś musi spróbować.

 Lecz nikt nie może tak trwać wiecznie, ja też.... Czując poczucie winy zawróciłem w stronę już dobrze znanego mi budynku. Droga bardzo się dłużyła, nawet nie wiedziałem że tak daleko odszedłem. Zobaczyłem schody, następnie duże szklane drzwi, windę i korytarz pełen drzwi. Sam koniec...231. Bez żadnego ostrzeżenia wszedłem do środka. Widok jaki tam zastałem, bardzo...bardzo mnie zasmucił, ale rozumiałem...

- Justin..- Luna oderwała się od Browna podchodząc do mnie.

Gdy już była wystarczająco blisko mnie wtuliła się, chowając zapłakaną twarz w mój tors. Po chwili odwzajemniłem uścisk ukradkiem patrząc na Thonego. Co wyrażał mój wzrok ? Nie wiem... Mieszanka, zazdrości i podziękowania. Dziewczyna pociągnęła nosem i odsunęła ode mnie.

- Gdzie byłeś ? - Spojrzała na mnie podkrążonymi oczami.

- Przejść się - Zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, zatkałem jej usta pocałunkiem.

 Od razu poczułem zaschniętą słoną ciecz która pokryła jej usta.

- To ja już pójdę, jeżeli będę potrzebny to wołajcie - Parę sekund i już go nie było w pokoju.

Zatraciliśmy się w pocałunku, który stawał się coraz bardziej namiętny. Chociaż na chwile mogliśmy zapomnieć o problemie. Niechętnie oderwałem się od niej i spojrzałem w te cudowne oczy.

- Kocham Cię - Pierwszy raz się zaśmiała będąc w szpitalu, brakowało mi tego, to była muzyka dla moich uszu.

- Ja ciebie też - cmoknęła mnie delikatnie.

Moja mina powoli zrzedła.

- A co z... rodzicami ? - Zapytałem wiedząc że i tak prędzej czy później, musielibyśmy o tym porozmawiać.

Jej uśmiech także zniknął a na jego miejsce wtargnęło przerażenie pomieszane z zamyśleniem.

- Nie wiem...boję się, nie wiem jak to przyjmą.. - Spuściła wzrok czując że w jej oczach zbierały się łzy.

Skąd wiedziałem ? Ponieważ po chwili moje dłonie były mokre, od wycierania kropli spływających po jej policzku.

- Ej, skarbie.. - Chwyciłem jej podbródek zmuszając ją do kontaktu wzrokowego. - Co by się nie działo, ja zawsze będę przy tobie przejdziemy przez to razem.. - Przytuliłem ją, chcąc żeby tak zostało już na zawsze.

Staliśmy tak w milczeniu, aż nagle naszą chwile przerwał dzwonek telefonu. Luna wyciągnęła telefon, spojrzała na wyświetlacz...

- Mama..- Wyszeptała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz