piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 58 ''Wróć tutaj..''

Dzisiaj muszę mu powiedzieć, nie wiem jak zareaguje, może uzna to jako prezent, albo...zobaczymy. Pokręciłam głowa, chcąc na razie nie myśleć o tej jednej rzeczy która dręczyła mnie już parę dni. Droga o dziwo szybko zleciała, trochę pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Zajechaliśmy pod wielki lokal o jasnych barwach. Nie było jeszcze nikogo z naszych gości, przez co mieliśmy czas na dopracowanie każdych szczegółów. Nie jest to impreza ''niespodzianka'', ale myślę ze i tak będzie ona zajebista.

W końcu raz ma się tą okrągłą dwudziestkę. Nie mogę uwierzyć że już jest taki dorosły, przecież kiedyś kłóciliśmy się o każdą najmniejszą rzecz, nienawidziliśmy się. Korzystaliśmy całą parą z naszego siedemnastoletniego życia, każdy dzień wolny dawał początek kilku następnym spędzonych na bezustannych imprezach. Pierwszy raz zwróciłam na niego uwagę pod innym kątem. Potem się w sobie zakochaliśmy. Zostaliśmy rozdzieleni, ja zostałam porwana. Nagle po roku czasu odnaleźliśmy się. Zaszłam w ciąże i znowu krótka rozłąka, później poród. Pierwsze miesiące zajmowania się naszym maleństwem, ... moja choroba. I teraz. Tyle czasu minęły, tyle razem przeszliśmy, na pewno na tym etapie nasze przygody się nie skończą. Będziemy żyć jeszcze długo razem, czuje to. Dopóki rak nie zabierze mnie z tego świata, będę każdą chwile mojego życia spędzać z nimi, z moimi bliskimi.

 Zaczęli zjeżdżać się goście, z rodziny i przyjaciół Justina, oczywiście moich rodziców tez zaprosił. Wszystkich witaliśmy przy wejściu wskazując im miejsce gdzie mają usiąść i ewentualnie odebrać prezent który przynieśli dla Justina. Gdy wszyscy zajęli już swoje miejsca my usiedliśmy na naszych, honorowych. Zjedliśmy wszyscy ciepłe danie które podali kelnerzy, a następnie każdy poszedł tańczyć.

- Uwaga, wszyscy proszę o uwagę - Krzyknął Bieber zwracając się do zgromadzonych.

Podniósł swój kieliszek unosząc go nieco w górę.

- Chciałbym wznieść toast, za wszystkich gości przybyłych na moje urodziny - Każdy chwycił za kieliszek z wódką, ja wziąłem wodę i przytakując Jusowi wypili całą zawartość na raz.

- Kochanie, dlaczego nie pijesz ?

- Umm.. źle się czuje - Wytłumaczyłam odkładając szklankę. Wzruszył ramionami i na szczęście zostawił ten temat.

Nie byłam jeszcze gotowa żeby mu powiedzieć, niby to taka normalna rzecz, ale musiałam dobrze ją przemyśleć. Wieczór się zaczynał, a każda para nawet na krok nie schodziła z parkietu, widziałam że wszyscy się dobrze bawili. Ja natomiast nie. Cały czas, bez przerwy miałam mdłości, już o bólu głowy nawet nie wspomnę. Justin bawił się ze swoimi przyjaciółmi zostawiając mnie samą przy stoliku. Patrzyłam jak tańczył z jakaś dziewczyną której ja nie znałam, czy byłam zazdrosna ? Nie...no może troszkę, no bo w końcu kto by nie był. Nagle poczułam się tak nie dobrze że w każdej chwili mogłam zwymiotować. Wyleciałam z sali, biegnąc w stronę łazienek. Dotarłam do damskiej i pchając duże drzwi weszłam do niej. Chyba każdy wie co się potem wydarzyło. Tak dobre z pół godziny siedziałam przed tą toaletą, tracąc wszystkie siły. Nikt nie zauważył że mnie nie ma, wszyscy się świetnie bawili. Powoli wstałam na równe nogi spuszczając wodę. Spojrzałam na siebie w dużym lustrze. Oczy podpuchnięte, cała blada i jeszcze do tego wszystkiego zapach. Płukając wodą buzie wyszłam z łazienki. Wróciłam na sale. Prawie wszystkie miejsca były puste, za to parkiet był pełny. Wyszukiwałam wzrokiem Justina, chcąc poprosić go żeby odwiózł mnie do domu, lecz nigdzie go nie widziałam. Nie miałam zamiaru za nim biegać i prosić o łaskę. Podeszłam do mojego krzesła, wzięłam swoje rzeczy, następnie podchodząc do mojej mamy która trzymała Emily, bez słowa odebrałam ją.

- Córciu, co się dzieje ? - Anne popatrzyła na mnie pytającym wzrokiem.

- Nic - Odpowiedziałam szorstko i odwracając się na pięcie po prostu opuściłam lokal.

Wyciągnęłam telefon z małej torebki którą miałam przy sobie i wybrałam numer do znanego mi taksówkarza. Samochód miał po mnie przyjechać w dziesięć minut. Usiadłam na pobliskiej ławce, otulając swoimi ramionami dziewczynkę, sama trzęsąc się z zimna. Wieczór nie był za ciepły. Nawet się nie zastanawiałam gdzie sie podział Justin i co robi. Szczerze, miałam to głęboko w dupie, może robić co mu się żywnie podoba, ale w takim razie ja nie będę w tym uczestniczyć. Chwile potem usłyszałam trzask drzwi.

- Kochanie, co ty tu robisz ? - Spytał sepleniąc Justin, widząc w jakim był stanie nie chciałam nawet na niego spojrzeć.

- Jadę do domu - Odpowiedziałam obojętnie.

- Co ? Dlaczego ? - Podszedł do mnie bliżej, przez co poczułam smród wódki pomieszanej z piwem.

- Nie będę z tobą rozmawiać, jak jesteś w takim stanie. - Nie patrzyłam na niego.

- Co ty odpierdalasz ? - Jąkał się, chwycił mnie mocno za ramię przez co malutka prawie wyleciała mi z rąk.

- Odsuń się ode mnie i więcej się nie zbliżaj. - Krzyknęłam wstając z ławki.

- Wróć tutaj - Zwrócił się do mnie oschle.

Nie odezwałam się, nie chciałam się kłócić z tym idiotą na zewnątrz gdzie przechodzą różni ludzie.

- Powiedziałem coś do ciebie - Warknął, podchodząc do mnie.

Obrócił mnie gwałtownie w swoją stronę, przejeżdżając palcami po kurteczce Emily, niby lekko ale dziecko może to boleć. Dziewczynka zaczęła płakać.

- Powiedziałam żebyś się nie zbliżał do mnie, ani do niej, nie dotykaj jej więcej - Syknęłam mu w twarz.

W tamtej chwili przyjechała moja taksówka, przynajmniej raz los się do mnie uśmiechnął.

- Czekaj, Luna - Chwycił mnie tym razem bardziej delikatnie za ramie.

- Puść mnie, daj mi spokój - Wyrwałam łokieć i razem z Ems wsiadłam do taksówki.

Podałam mężczyźnie adres i po chwili byłam już w drodze do domu. Obróciłam się jeszcze na chwile, nie było go. Nie mogłam uwierzyć w to co się stało kilka chwil temu. Myślałam że go znam, a tu się okazuje że w ogóle nie znam rzeczy które on jest w stanie zrobić. Zrobił to przekreślając wszystko...

***************************
Hejoo <33
Jest drama ;(
Jak sądzicie, co się wydarzy w następnym rozdziale ? 
Piszcie w komentarzach swoje opinie, dodają mi one dużo weny i radości ;3
Kocham Was i DO NASTĘPNEGO !! <33

poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 57 ''Gdyby on tylko wiedział...''

Uwaga ! Pierwszy raz pisze +18 dlatego od razu proszę o wyrozumiałość ;)


- Pokaż jak bardzo - Przybliżyła się do mnie, poczułem jej ciepły oddech na moich zmarzniętych wargach.

- Tak - Pocałowałem ją w usta, dociskając ją mocniej do siebie.

Cicho jęknęła mi w usta, dając mi okazje na zaczęcie wojny z jej językiem. Kieliszek który miałem w ręce upadł na ziemie, wylewając cała swoją zawartość. Nie chcąc żeby Luna skaleczyła się o rozbite szkło, podniosłem ją do góry przez co owinęła nogi wokół moich bioder. Na chwile przerywając pocałunek dotarłem do łóżka na którym powoli położyłem Lu, która pociągnęła mnie za sobą. Wylądowałem na niej. Nasze klatki piersiowe były mocno do siebie przyciśnięte. Od razu moje ręce powędrowały na jej biodra, ściskając je. Otrzymałem w zamian jęk który jeszcze bardziej mnie podniecił. Dotknąłem suwaka od sukienki, podniosłem lekko Lunę do góry mając łatwiejszy dostęp do niego. Powoli zsunąłem sukienkę cały czas patrząc dziewczynie w oczy. Jej ubranie wylądowało na podłodze nie daleko łóżka. Miała na sobie białą koronkową bieliznę, która gdy tylko na nią spojrzałem obudziła we mnie chęci zerwania z jej i siebie natychmiast wszystkich ciuchów. Uśmiechnęła sie do mnie zadziornie pociągając za mój krawat. Bez dłuższego zastanowienia złączyłem nasze usta. Tym razem to ona postanowiła pozbawić mnie ubrań. Chwyciła za pasek moich spodni, szybko go rozpięła, a spodnie poleciały w dół do moich kostek.

- Spokojnie kochanie, gdzie ci sie tak spieszy - Zaśmiałem się cicho.

- Tak na mnie działasz - Wyszeptała do mojego ucha przygryzając jego płatek.

Resztę mojej , jak i jej garderoby wylądowała na podłodze. Nasze ciała były rozgrzane, wilgotne od potu. Przybliżyłem się do Luny, spojrzałem w oczy i wszedłem w nią. Jęknęła, odchylając głowę w tył. Podczas gdy ja pomrukiwałem z rozkoszy, ona wiła się pode mną.

- Justin - Moje imię ani na chwile ni schodziło z jej ust, wypełniając cały pokój.

Jedna jej dłoń była owinięta wokół mojej szyi, zaś druga mocno ściskała jedwabną pościel. I ja i ona wiedzieliśmy że za chwile dojdziemy. Nasze jęki stały się głośniejsze, zamieniły się wręcz w krzyk. Ostatnie pchnięcia dały początek wspaniałemu uczuciu jakie mogłem przeżyć tylko przy niej. Dochodząc do siebie, powoli wyszedłem z niej opadając obok niej na łóżku. Podniosła się i lekko pocałowała moje usta.

- Kocham Cię - W jej ciemno brązowych oczach mogłem jeszcze ujrzeć szalone iskierki które mogłem podziwiać całe dnie.

- ja Ciebie też - Owijając ją ramionami, przykryłem nas kołdrą.

Nie musiałem długo czekać na sen..

***OCZAMI LUNY***

*** 1 MARCA ***

- Wstawaj śpiochu - Budziłam już go chyba z dziesięć razy.

- Justin, bo się spóźnimy - Marudziłam obok jego ucha. Nadal nie odpowiedział.

- Chcesz się spóźnić na własne urodziny ? - Zero reakcji.

- Dobra, jak chcesz, to ja zabieram Emily jadę na do lokalu, może poznam jakiegoś przystojnego barmana...

- No już, wstaje... - Mruknął podnosząc się.

Uśmiechnęłam się zwycięsko wstając z łóżka. Wzięłam moje naszykowane ubrania i weszłam do łazienki. Całkowicie gotowa wyszłam z pomieszczenia.

- Hmm, a dla kogo ty się tak wystroiłaś, co ? - Poczułam ciepły oddech na mojej szyi.

- Dla takiego jednego mężczyzny, bez którego nie mogłabym żyć - Uśmiechnęłam się całując go czule w usta.

- Nie znam gościa - Zaśmiał sie cicho. Przybliżył sie do mnie i złączył nasze usta bardziej namiętnie niż przed chwilą.

Przerwał nam płacz dziecka.

- Widzisz, twoja córka też chce się ubrać - Odepchnęłam go lekko idąc w stronę pokoiku Emily.

- No hej , Kochanie - Podeszłam do kojca w którym siedziała dziewczynka.

Wzięłam ją na ręce, a następnie posadziłam na małej sofie. Podeszłam do jej szafy w której były malutkie dziewczęce ubranka. Wzięłam słodką, fioletową sukieneczkę którą uszykowałam już wczoraj. Mała cały czas mnie obserwowała wkładając do buzi swoje palce.

- Bee, wyjmij te paluchy, kruszynko - Wzięłam delikatnie jej rączkę i ściągnęłam bluzeczkę którą miała na sobie.

Wsunęłam na jej drobne ciałko jedwabny materiał. Ubrałam jej dosyć grube rajstopki, zważając na to że za oknem jeszcze panowała końcówka zimy. Gdy wreszcie skończyłam ją ubierać, zeszłam z nią na dół. Była 14, a na miejscu mieliśmy być na 16. Wjeżdżamy tak wcześnie ponieważ lokal w jakim miały odbyć się urodziny Jusa jest dość spory kawał drogi stąd.

- Spakowałeś pieluszki do samochodu ?

- Tak, pytałaś się  już o to wczoraj, kotku - Uśmiechnął się. Posadziłam malutką w specjalnym foteliku dla dzieci.

- Wiem, przepraszam

- Nie przepraszaj, według masz za dużo rzeczy na głowę, musisz odpocząć

- Teraz ? Mam małe dziecko, nie mogę sobie tak po prostu zrobić wolnego i zostawić ją - Spojrzałam na niego, biorąc kęs jabłka.

Gdyby on tylko wiedział co ja mu chcę dzisiaj powiedzieć...

- Damy rade, przecież oboje w tym siedzimy, doba,a teraz choć, długa droga przed nami - Jego słowa podniosły mnie na duchu, wiedziałam to że jest ze mną że mnie wspiera, ale teraz gdy powiedział to na głos byłam w stu procentach pewna.

Wstał ze swojego krzesła, zrobiłam to co on. Wzięłam dziecko, Biebs zamknął za nami drzwi. Posadziłam Ems w foteliku dla dzieci, a sama po chwili wsiadłam na miejsce pasażera.  Dzisiaj muszę mu powiedzieć, nie wiem jak zareaguje, może uzna to jako prezent, albo...zobaczymy...

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 56 ''Odejdź...''

- Mamy wielki, wielki problem - Wydusił z siebie Kevin patrząc przestraszonym wzrokiem na nas.

- Co się stało ?

- Znajomy z innego gangu poinformował mnie że jeżeli nie chcesz żeby policja zakłóciła ci przyjęcie to my musimy spadać.

- Co ?! Jaki kurwa gang ?! -Krzyknął Justin, na szczęście nikt go nie usłyszał zważając na wielki szum w całym domu.

- Spokojnie, wszystko ci później wytłumaczę - Spojrzałam na niego.

- Mam nadzieje że sie jeszcze kiedyś spotkamy - Odezwałam sie w ich stronę, każdego przytulając, oczywiście przy okazji także zabierając Emily z rąk zawiedzionego Chrisa.

Strasznie chciałabym się z nimi jeszcze kiedyś zobaczyć, normalnie porozmawiać, ale wie, że może to nigdy nie nastąpić, mogę nie zdążyć. Jedna łezka zakręciła mi się w oku na wspomnieniu o chorobie. Potrząsnęłam głową chcąc znowu zostawić sprawę w koncie. Pożegnałam sie z chłopakami, którzy od razu wyszli z domu.

- Co to miało znaczyć ?- Justin odwrócił mnie w swoją stronę.

- Powiedziałam że wszystko ci wytłumaczę, ale poczekajmy z tym do końca przyjęcia. - Poprosiłam lekko się uśmiechając.

Przytaknął tylko i zaprowadził mnie do jadalni w której każdy już zajmował swoje miejsce. Uśmiechnęłam się do nich serdecznie, co odwzajemnili. Usadowiłam Ems na foteliku dla dzieci, a następnie sama usiadłam na wolnym krześle obok Justina. Wszyscy zaczęli spożywać ciepłe dania które były przygotowane na stole. Gotowałyśmy je razem z moją mamą jak i mamą Jusa. Atmosfera w pokoju była bardzo miła, każdy się śmiał, rozmawiał.

-O mój boże, Luna ! - Krzyknęła moja mama, na co wszyscy goście spojrzeli w moją stronę.

Spojrzałam zdezorientowana w dół. Całą moja bluzka, obrus i wszystko co się wokół znajdowało było we krwi, mojej krwi. Szybko wzięłam serwetkę i przyłożyłam ją sobie do nosa z którego właśnie wypływała czerwona ciecz. Bieber patrzył na mnie jak osłupiały nie wiedział co ma robić. Nie mogłam dłużej siedzieć tam i straszyć gości. Wyszłam szybkim tempem z pokoju wchodząc do łazienki. Gdy się tylko zobaczyłam o mało co nie zwymiotowałam, wszędzie byłą krew. Usiadłam na klapie od ubikacji i przechyliłam głowę w tył. Czekałam aż to się skończy lecz z każdą chwilą było tego więcej.

- Lu, otwórz - Odezwał się Justin zza zamkniętych drzwi.

- Odejdź - Powiedziałam cicho mocniej dociskając wacik do nosa.

Słyszałam jak oparł się i zjechał po drzwiach. Po dziesięciu minutach w końcu krwawienie ustało. Gdy tylko wstałam z miejsca zakręciło mi się w głowie przez co upadłam na zimne kafelki.

- Luna nic ci nie jest ?- Odezwał się od razu Jus.

Nie odzywałam się przez chwile, po prostu nie mogłam, tak jakby odebrało mi zdolność do wypowiedzenia najmniejszego słówka. Biebs walił pięściami i nogami w drzwi, dopiero po paru minutach doszłam do siebie, podnosząc się z ziemi. Trzymając się z obolałą głowę otworzyłam drzwi.

- Kotku, nic ci nie jest ?! - Justin od razu uwięził mnie w ciasnym uścisku.

- W porządku - Wychrypiałam przymrużając oczy.

- Nie wyglądasz jakby było w porządku - Patrzył na mnie cały czas podtrzymując opiekuńczo.

- Chcę sie położyć - Pomógł mi dojść do łóżka, położył mnie na nim i przykrył grubą kołdrą.

- Mam zostać przy tobie ? - Zapytał z troską w głosie.

- Nie, idź do gości i przeproś ich

- Dobrze - Powiedział całując mnie w czoło.

Zgasił światło, zamknął drzwi i poszedł na dół. Zamknęłam oczy, od razu zmorzył mnie sen...

***OCZAMI JUSTINA***

*** 31 GRUDNIA***

Wszędzie śnieg, piękne krajobrazy, dużo alkoholu, piękna sala taneczna i ona, jedyna kobieta z którą chciałbym spędzić każdą chwile mojego życia.

- 10,9,8.. - Wszyscy zaczęli odliczać patrząc w piękne gwiaździste niebo.

- 3,2,1.. Szczęśliwego nowego roku ! - Nad nami rozbłysło tysiąc różnokolorowych fajerwerków przyjmujących rożne kształty.

 Każdy wziął łyk swojego szampana.

- Chcę spędzić wszystkie sylwestry z tobą, kochanie - Szepnąłem Lunie na ucho.

- Ja też - Odezwała się odwracając sie do mnie przodem.

- Kocham Cię - Pocałowała mnie czule w usta, odwzajemniłem to dodając więcej namiętności.

Sztuczne ognie zabłysły ostatni raz na niebie kończąc swój pokaz. Każdy rozszedł sie w swoją stronę, ale nie my, mu nadal trwaliśmy w pocałunku który wyrażał nasze wszystkie uczucia.

-Chodźmy do środka, bo chłodno się robi - Odezwała się Luna przerywając pocałunek aż trzęsąc się z zimna.

Uśmiechnąłem się i biorąc ją pod swoje ramię zacząłem iść w kierunku wejścia do środka. Na sylwestra postanowiliśmy pojechać gdzieś razem, tylko we dwójkę. Wybraliśmy nieco oddalone miejsce od naszego miasta, a mianowicie niewielki zamek który był otwierany tylko na jakieś imprezy. Wynajęliśmy dla siebie pokój. Gdybyśmy już czui się zmęczeni od całonocnej zabawy możemy spokojnie odpocząć w nim. Przetańczyliśmy całą noc, gdzieś tak dopiero po szóstej nad ranem udaliśmy sie od pokoju.

- Naprawdę chce ci się spać, bo mi nie bardzo.. - Zagadała Lu uwodzicielskim tonem.

- Kusisz, kotku - Wychrypiałem kładąc ręce na jej biodrach.

- Pokaż jak bardzo...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 55 ''Mamy wielki, wielki problem...''

- Czyli jednak przyjechali...

- Co ? - Spytał Justin. Spojrzałam na niego.

- Nie nic..wiesz co, weź Emily i jedz do domu, ja jeszcze muszę coś załatwić..

- Luna, co się dzieje ?

- Nic, po prostu chce porozmawiać z księdzem

- Dobraa, ale pośpiesz się..- Przytaknęłam a on ruszył w drogę do samochodu. gdy już zniknął z mojego pola widzenia, powoli zbliżyłam się do czarnego samochodu.

Przez przyciemniane szyby nie mogłam nic zauważyć, lecz gdy się już wystarczająco byłam blisko drzwi się rozsunęły.

- O mój boże, Chris ! - Krzyknęłam i rzuciłam się na chłopaka.

- Hej mała - zaśmiał sie odwzajemniając uścisk.

- Ej, a my ? - Odezwał się Jacob za którym był Kevin, ale nie zauważyłam nigdzie Toma.

- Jeju, chłopaki jak ja się za wami stęskniłam - Przytuliłam każdego z osobna.

- Jak się tu dostaliście ?

- A czy to ważne ? Ważne że jesteśmy - Christian zaśmiał sie nerwowo.

- Ok, nawet boje sie wyobrazić sobie to co wy musieliście zrobić - Zaśmiałam się cicho.

- To chyba nie będziemy teraz tak tu stać, zapraszam do mnie

- Ale..

- Nie ma żadnego ''ale'', nikt was tu przecież nie zna. - Nic już nie mówiąc wsiadłam do auta.

Przez cała drogę musiałam im tłumaczyć jak dojechać do domu w którym mieszkałam. Byliśmy coraz bliżej, cały podjazd był zajęty przez samochody mojej rodziny.

- Wysiadamy - Powiedziałam gdy znaleźli jedno wolne miejsce na chodniku przed domem.

Ruszyli za mną, przeszliśmy przez furtkę, następnie kilka schodków. Pociągnęłam za klamkę i zaprosiłam moich gości. W całym domu roznosił się zapach różnych potraw, w tle leciała cicha muzyka, a zgromadzeni ludzie rozmawiali, śmiali się.

- Witam w moim domu - Odezwałam się w stronę trzech chłopaków..właśnie, tylko trzech,

- Dlaczego Tom nie przyjechał ? - Zapytałam nagle.

- Tom...Tom nie chciał przyjeżdżać, nie powiedział dlaczego- Odpowiedział mi Kevin.

Ja chyba wiedziałam dlaczego. Wtedy kiedy jeszcze byłam w Los Angeles, gdy miałam wyjeżdżać nie pożegnałam się z nim, on nawet nie wiedział że ja wyjeżdżam, po prostu go tak zostawiłam. Miał prawo nie mieć ochoty się ze mną widzieć.

- Rozgośćcie się, a ja poszukam Justina. - Uśmiechnęłam się do nich ostatni raz i ruszyłam w głąb domu.

Na dole nigdzie go nie było, jedynym miejscem w jakim mógł przebywać to albo nasza sypialnia, albo pokój Emily. Ruszyłam po schodach na górę. Głosy wszystkich zgromadzonych troszkę ucichły dając mi chwile wytchnienia. Najpierw otworzyłam drzwi prowadzące do naszej sypialni, lecz nikogo tam nie zastałam. Ostatnim wyjściem był pokoik Em. Powoli rozszerzyłam drzwiczki. Justin stał na środku pokoju bujając na rękach maluszka, który lekko skomlał.

- No już, cichutko, wiem że tata cie nie nakarmi, ale zawsze może rozśmieszyć - Uśmiechnął się słodko do dziecka które wymachiwało rączkami na wszystkie strony.

- Do akcji wkracza w takich sytuacjach mama - Weszłam do pokoju, udając superbohatera.

- No zobacz kto przyszedł - Chłopak zwrócił się do dziewczynki która na mój widok uśmiechnęła się lekko.

- Chyba jest głodna

- A mi się raczej wydaje że trzeba jej zmienić pieluszkę- Uśmiechałam sie do Jusa, odbierając od niego małą.

Położyłam ją na specjalnym stoliku i zmieniłam pieluchę.

- Nawet nie wiesz jak ja sie ciesze że cie mam, nie wiem co bym zrobił - Pocałował mnie w szyje oplatając rękami od tyłu.

- Dopełniamy się wzajemnie tworząc rodziców idealnych - Zaśmiałam się lekko, podnosząc malucha.

- No moja, kochana - Pocałowałam Emily w policzek wywołując wielki uśmiech na jej słodkiej twarzyczce.

- Muszę ją komuś pokazać

- Komu ?

- Chris i moi przyjaciele przyjechali

- Czyli jednak Chri s się zjawił

- Yhmm - Przytaknęłam i otwierając drzwi zeszłam na dół.

Wzrokiem odszukałam trójkę chłopaków którzy już pałaszowali różne dania. Podeszłam do jednego z nich, mianowicie Chrisa.

- Chris - Tyrpnęłam go lekko w ramie. Odwrócił się w moją stronę.

- Poznaj moją córeczkę, Emily - Uśmiechnęłam sie do niego.

Natomiast on przez chwile wlepiał wzrok w roześmiane dziecko.

- Jest strasznie do ciebie podobna - Wreszcie powiedział dotykając malutkiej rączki dziewczynki.

Bez słowa dałam mu ją na ręce.

- A jak ją upuszczę - Spanikowałam patrząc na mnie.

- Oj nie marudź, tylko trzymaj, bo to może być jedyna okazja, rzadko komu daje mojego skarba - Zachichotałam lekko.

Po chwili do nas podeszli Jacob z Kevinem, jak i Justin.

- Gratuluje stary - Christian zagadał do Biebera.

- Dzięki - Objął mnie w pasie.

Cały czas obserwowałam Chrisa który był tak bardzo zafascynowany maluszkiem że nie zwracał na nikogo więcej uwagi.

- Ej, chłopaki jak myślicie, jak ten szkrab dorośnie to dorówna urodzie mamie ? - Zapytał po chwili.

- Hrhmm- Odchrząknął Jus.

- Oo, przepraszam, nie chciałem - uśmiechnął sie niewinnie.

- No ja myślę.. - Nagle Kevinowi zadzwonił telefon.

- Przepraszam was na chwile.- Odszedł od nas odbierając połączenie.

Chwile to na pewno nie trwało.

- Mamy wielki, wielki problem...

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 54 ''Ale wiesz że zniweczyłaś moje marzenia..''

Gdy tylko nas zobaczył zamarł w bezruchu. Od razu gdy go zobaczyłam mój uśmiech zniknął, został zastąpiony wściekłym i zaskoczonym wyrazem twarzy.

- Hej misiu - Kate podbiegła do Simona przytulając go przy okazji także całując w policzek.

Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, moja mina była taka sama jak Justina, wręcz identyczna.

- Luna, Justin...Simon i ja jesteśmy zaręczeni- Zwróciła się do nas.

- Zaręczeni ?! - Krzyknęłam wstając z krzesła.

Nawet nie chcielibyście wiedzieć jaką minę maił w tamtym momencie Sim, ten pajac stał na baczność patrząc na mnie jakbym miała go za chwile zabić, bo prawda jest taka że chciałam.

- Albo mi ktoś powie że to jest jakiś jebany żart, albo ja nie ręczę za siebie - Wymamrotałam przez zaciśnięte zęby.

Byłam tak wkurzana jaka nie byłam od bardzo dawna.

- Luna, uspokój się, co się dzieje ? - Zapytała zdezorientowana Katherine.

- A no tak, przecież ty nic nie wiesz, ja już ci wyjaśnię otóż...

- Luna ! - Krzyknął Simon przerywając mi.

- Możemy pogadać, błagam cię..- Złożył ręce jak do pacierza i błagalnie na mnie patrzył.

- Chyba śnisz..

- Błagam - Podszedł do mnie i tak po prostu wyciągnął na siłę z pokoju.

- Ty zakłamana męska dziwko - Uderzyłam go w klatkę piersiową.

- Spokojnie, ja to wyjaśnię...Ja zakochałem się w Kate, kochałem sie w niej za czasów liceum, ale ona była z Justinem a potem miała problemy..Ja poznałem Carmen, myślałem że się zakochałem, na prawdę. Ale na mojej drodze znowu pojawiła się ona. Nie chciałem dłużej czekać, oświadczyłem się, Lu, ja chcę po prostu z nia być, nic więcej...Nie powiedziałem nic Car bo nie chce jej zranić wiem że ona mnie kocha, ale moja taka prawdziwa miłość do niej nigdy nie istniała.. - Cały czas mówiąc to patrzył mi w oczy, gdy mówił o Kate można było zauważyć malutkie iskierki, które tylko utwierdzały mnie w tym że mówi prawdę.

- Coś ty najlepszego zrobił..- Westchnęłam spuszczając wzrok.

- Obiecuje ze wyjaśnię to wszystko Carmen.

- Bądź z Kate szczęśliwy - Szepnęłam i ruszyłam z powrotem do kuchni.

- Co się dzieje ? - Zaczęła Kate.

-Yyy, nic, po prostu...Troszkę się zdenerwowałam bo nikt mi nie powiedział że jesteście zaręczeni.. - Spojrzałam morderczo w stronę Simona który z ulgą wymalowaną na twarzy patrzył na mnie.

- ''Troszkę'' ?! Dziewczyno ty aż szalałaś z wściekłości - Zaśmiała się blondynka.

- Oj tam, przesadzasz. - Machnęłam ręką.

- Chwila...no ale przecież..- Odezwał sie Justin na co ja zatkałam mu buzie ręką.

- W domu ci wszystko wyjaśnię kotku - Pocałowałam go w policzek. On tylko lekko przytaknął.

- Dobra, to w takim razie ogłaszam wam  że oboje będziecie mieli dziecko - Zwróciłam się do Kate i Simona.

- Co ?! - Krzyknął Sim.

- Kate, jesteś w ciąży ?! - Odwrócił dziewczynę w swoją stronę.

- Simon...

- O mój boże, jak się ciesze.

- Simon

- Jak nazwiemy naszego maluszka, czy to chłopczyk czy dziewczynka..

-Simon ! Kate nie jest w ciąży idioto - Szarpnęłam go za rękę żeby wreszcie się opanował.

- Jak to ? - Spojrzał na mnie widocznie zawiedziony.

-Tak to, po prostu chce, to znaczy chcemy żebyście oboje zostali chrzestnymi Emily - Wytłumaczyłam uśmiechając sie szeroko.

- Aaa, w porządku - Uśmiechnął się.

- Ale wiesz że zniweczyłaś moje marzenia - Powiedział z udawanym smutkiem.

- Oj przepraszam - Przewróciłam oczami i lekko zachichotałam.

- Chciałbyś mieć dziecko ? - Zapytała go Katherine.

- No pewnie, możemy go nawet teraz zrobić - Przybliżył się do niej i namiętnie pocałował.

- Dobra dzieci, my was zostawiamy, tylko pamiętać, jak będzie dziewczynka to Luna - Zaśmiałam się.

- Jasne - Odkrzyknął będąc już na pierwszym piętrze.

- Chodź Jus - Chwile potem opuściliśmy ich dom.

Wsiedliśmy wszyscy do auta i odjechaliśmy.

***DZIEŃ CHRZCIN EMILY***

Wszyscy dotarli już do kościoła, zajęli miejsca w ławkach. Na sam środek wyszedł ksiądz. Po całej mszy jaka się odbyła, goście mieli się udać do naszego domu. Ja z Justinem i Emily wyszliśmy ostatni z kościoła, bo jeszcze musieliśmy podpisać jakieś papiery. Wyszłam na świeże powietrze. Zaczęłam się rozglądać czy już wszyscy pojechali, aż natrafiłam na dużego czarnego vana. Nie zwyczajnego vana tylko tego który należał do gangu Toma.

- Czyli jednak przyjechali...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 53 ''Kochanie, jestem..''

- Hej.. - Wreszcie blondynka się odezwała.

- Cześć..

- Proszę wejdźcie - Przerwała mi gestem ręki zapraszając nas do środka.

Bez słowa wykonaliśmy jej prośbę. Kiedyś to w tym domu czułam się jak we własnym, ale teraz, teraz to wszystko się zmieniło i nie mówię tu tylko o wystroju.

- Napijecie się czegoś ?

- Chętnie - Odezwał się Justin.

Przeszliśmy wszyscy do kuchni, rozsiedliśmy się na krzesłach barowych i tak zaczęła się nasza rozmowa.

- A więc to wasza córeczka - Westchnęła Kate i lekko pociągnęła nosem.

- Tak - Uśmiechnęłam się, ale chyba nie potrzebnie po po chwili po policzkach dziewczyny zaczęły płynąć łzy.

- Wez ją na chwile - podałam dziecko Bieberowi. Podeszłam do Katherine ( Kate, tylko że poprawnie pisane ) i tak po prostu ją przytuliłam.

Nie zastanawiając się odwzajemniła uścisk.

- Spokojnie, już dobrze - Gładziłam ręką po jej miękkich blond włosach.

Po chwili wyprostowała się i wierzchem dłoni otarła mokre poliki.

- Przepraszam was..

- Nie ma spray, to normalne, każdy czasem ma chwile słabości. - uśmiechnęła m sie do niej miło, co odwzajemniła.

Czułam sie w tamtym momencie jakby te całe przykre zdarzenia nie miały miejsca, jakbyśmy nigdy nie przestały być przyjaciółkami. Bardzo za tym tęskniłam, choć w ogóle tego nie okazywałam.

- A więc, Kate, przyszliśmy tu żeby prosić cie żebyś została matką chrzestną dla Emily.. - Spojrzałam na dziewczynę która w tamtym momencie siedziała i wpatrywała się w nas.

- Kate...

- No pewnie, z wielką przyjemnością - Wydusiła w końcu.

- To świetnie

-  A mogę...ją potrzymać ? - Od razu gdy zadała to pytanie po moim ciele przebiegły dreszcze.

Nie chciałam jej dawać Emily choćby nawet na parę chwil, bałam się, po prostu się bałam. Instynkt macierzyński od czasu porodu cały czas u mnie drzemał.

- Pewnie - Odezwał sie Justin. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem lecz nic już nie wskórałam bo dziecko już znajdowało się w objęciach Kate.

Cały czas obserwowałam każdy jej ruch.

- Jeju, jaka ona jest urocza - Patrzyła na nią cały czas się uśmiechając.

Wyglądała na szczęśliwa, mimowolnie się uśmiechnęłam. Emily chyba też ją polubiło bo z jej małej twarzyczki też ani na chwile nie schodził ten słodki dziecięcy uśmieszek. Po chwili Kate podeszłą do mnie i oddała dziewczynkę.

- Zazdroszczę Ci - szepnęła mi na ucho.

Usiadła na swoim miejscu a ja spojrzałam na moją córkę, a następnie na Justina. Tak, wszyscy mogą mi pozazdrościć tak wspaniałego chłopaka jakim jest Justin, nawet nie wiem jakie moje życie byłoby bez niego, dzięki niemu też mam wspaniałą córeczkę, ona jest częścią mnie, kocham ją ponad wszystko. Rozmawialiśmy jeszcze, czułam się jak dawniej, widziałam jej uśmiech którym obdarzała mnie zawsze jak spotykaliśmy się w szkole, ten wzrok jak wtedy gdy poznała jakiegoś fajnego faceta, ten specyficzny sposób picia herbaty, to wszystko wywołało u mnie ogromną fale wspomnień, ale o dziwo tylko tych dobrych, nie było teraz miejsca ani chęci wypominać błędów które ktoś popełnił. Moje wszystkie przemyślenia przerwał dźwięk otwierania drzwi, byłam pena że to jej mama własnie wróciła do domu.

- Kochanie, jestem - Krzyknął ktoś z przedpokoju.

To był męski głos, bardzo znajomy. Usłyszeliśmy kroki.

- Kate, gdzie jesteś ?

- W kuchni - Odpowiedziała, po chwili w drzwiach pojawił się Simon.

Gdy tylko nas zobaczył zamarł w bezruchu...

sobota, 9 listopada 2013

Nowe opowiadanie już jest ;) !!

Jak już wspomniałam wcześniej, zaczęłam pisać nowe opowiadanie. Jest ono zupełnie inne od tego które jest tu ( Z niegrzecznym Justinem ). To że założyłam inne opowiadanie nie oznacza że przestane pisać to, na tym blogu rozdziały będą dodawane, lecz muszę was zmartwić, ponieważ niedługo ta historia się zakończy ;( No ale wracając do nowego bloga to jak ktoś jest zainteresowany to zapraszam na http://to-the-end-of-my-days.blogspot.com/ !! KOCHAM WAS I DO NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU <33 ;)

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 52 ''Nie pomyślałam o tym...''

- Zrobiłbyś mi tą przyjemność i został chrzestnym Emily ?..

- Emily ?

- No tak, mojej córeczki - Przewróciłam oczami.

- Masz córkę !? - Krzyknął do słuchawki, na co ja zachichotałam.

- No przecież to ci próbuje cały czas uświadomić .

- I ja mam być dla nie chrzestnym ?- Boże, daj mi trochę więcej cierpliwości.

- No tak, oczywiście jeżeli się zgadzasz.

- No pewnie że się zgadzam..ale - Zatrzymał się na chwile.

- Ale co ? - Spytałam siadając na łóżku.

- Nie wiem czy to dobry pomysł, chcesz żeby twoja córka miała za chrzestnego kryminalistę, gangstera, którego szuka całe Los Angeles ? - Teraz to do mnie dotarło,nie tylko to co powiedział ale też że przecież Chris nie może tak po prostu opuścić LA bez żadnego problemu, ochrona na lotnisku miałaby idealną okazje do aresztowania go.

- Nie pomyślałam o tym... - Zakryłam dłonią oczy.

A tak się cieszyłam ze znowu go zobaczę.

- Ej, nie martw się mała, kiedyś na pewno się kiedyś zobaczymy - Zachichotał lekko do słuchawki.

- Mam taką nadzieje..a powiedz mi co tam u was.- Zmieniłam temat, nie chcąc się smucić.

- U nas ?.. wiesz, ja muszę kończyć, zadzwonię niedługo, pa - Tak po prostu niespodziewanie się rozłączył.

Nie wiedziałam o co chodziło, może powiedziałam coś nie tak ? Sama nie wiedziałam, wzruszając ramionami odkładając telefon na komodę zeszłam na dół.

- I co ? - Zapytał na wstępie Justin.

- Nie może przyjechać..coś się stało i musi zostać - Wytłumaczyłam szybko, wchodząc do kuchni.

- Szkoda, to kto nam jeszcze został ? - Zapytał siadając na kuchennym krześle, obserwując każdy mój ruch.

- Jest jeszcze Simon i Carmen..

- A wiesz... ja tak sobie myślałem i może miło by było gdyby chrzestną została Kate..- Gdy tylko wypowiedział to imię w mojej głowie pojawiły się obrazy z czasów naszej przyjaźni jak i z tego okresu którego najchętniej bym chciała zapomnieć.

- Dlaczego, Kate ? - Odwróciłam się w jego stronę, gryząc jabłko które trzymałam w ręce.

- A dlaczego nie ? Była twoją dobrą przyjaciółką, może i wyrządziła nam wiele krzywd ale nie chciała tego, sama wiesz co ona przeszła, myślę że moja propozycja to dobry pomysł. - Wytłumaczył patrząc w moje oczy.

Nie byłam pewna co do jego słów, nie widziałam jej dawno, nie utrzymywałam żadnych kontaktów i co teraz nagle zapukam do jej drzwi i poproszę ją żeby została matką chrzestną dla mojego dziecka ?

- Jak ty sobie to wyobrażasz ?

- Jeju, ale ty jesteś upierdliwa - Uśmiechnął się do mnie uroczo, a ja udając obrażoną udałam się bez słowa do salonu.

- No weź nie obrażaj się, przecież wiesz że żartowałem - Przytulił się do mnie od tyłu.

- No i kto tu jest upierdliwy - Zaśmiałam się, całując go delikatnie w usta.

- Ale ja się do tego przynajmniej przyznaje

- Nie przeciągaj struny - spojrzał na niego mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.

- Ja nic nie mówię - uniósł ręce w geście obronnym.

***NASTĘPNY DZIEŃ***

- Wstawaj, twoja córka domaga się jedzenia - Powiedziałam po raz setny słysząc donośny płacz dziecka.

- Kotku, ty idź - wymamrotał zakrywając twarz kołdrą.

- Justin - jęknęłam spychając go z łóżka.

- No dobra, już idę - Ziewnął i przeciągnął się leniwie.

Po chwili płacz dziecka ustał a ja mogłam spokojnie znowu usnąć. Lecz Bieber musi zawsze zrobić komuś na złość i bez przerwy trzaskał się jakimiś garami przez co po całym domu roznosił się głośny huk. Nieźle wkurzona zerwałam się z łóżka i szybkim krokiem zeszłam na dół. Podeszłam do chłopaka który jak tylko mnie zobaczył wybuchnął śmiechem. Lekko uderzyłam go w tył głowy.

- Ałł, za co ? Ja ci tu robię pyszne śniadanie a ty jeszcze narzekasz - zachichotał lekko.

- Ty lepiej się nie odzywaj, bo dostaniesz ale mocniej.

- Co ty dzisiaj taka wkurzona chodzisz ?

- Hmm, pomyślmy - udałam że się nad czymś zastanawiam - może dlatego że mój jakże kochający chłopak zachowuje się jak dzieciak. - Popatrzyłam na niego.

- Kotku, przepraszam - zbliżył się do mnie składając słodki pocałunek na moim policzku.

- Wybaczysz ? - Chwycił mój podbródek.

- Nie - nabrałam poważny wyraz twarzy lecz po chwili na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech.

- Kocham Cię

- Ja Ciebie też

***PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ***

- Bierzemy małą ze sobą ? - Zapytał Justin, biorąc kluczyki od samochodu.

- Nie chce jej zostawiać z mamą, zważając na to że nie czuje się zbyt dobrze - Wytłumaczyłam biorąc ubraną w trochę cieplejsze ubrania Emily, bo pogoda niezbyt dopisywała.

- Dobra - Powiedział i otwierając mi drzwi wyszedł tuż za mną.

Usadowiłam dziewczynkę w foteliku i zapięłam jej pasy. Usiadłam na miejscu pasażera. Po chwili ruszyliśmy z podjazdu kierując się w stronę domu Kate, nie byliśmy pewni czy ona tam jeszcze mieszkała, minęło parę lat, odkąd ją ostatni raz widzieliśmy. Nadal  miałam wątpliwości czy to był dobry pomysł.

- Jesteś pewny ? - Odezwałam się nagle przerywając cisze panującą między nami.

- Tak - Powiedział pewny siebie, nie spuszczając ani na chwile wzroku z jezdni.

Westchnęłam i dla pewności spojrzałam czy aby na pewno wszystko w porządku z Emily. Gdy w końcu dojechaliśmy, nie powiem że nie, denerwowałam się. Wyszłam powoli z samochodu, wzięłam córkę na ręce i spojrzałam na czekającym przy furtce Justina.

- A Carmen nie mogłaby zostać chrzestną ?

- Daj spokój, już zdecydowaliśmy.

- Nie, to ty zdecydowałeś - Odpyskowałam cicho.

- Słyszałem

- No idź już - Popchnęłam go lekko w stronę dużych, kremowych drzwi. Ten dom w ogóle sie nie zmienił, pozostał taki jakim go zapamiętałam. Bieber zapukał do drzwi. Pocałował zaróżowiony policzek mojego maluszka który uśmiechał się uroczo w stronę swojego taty.

Gdy już straciłam nadzieje że ktokolwiek nam otworzy , w drzwiach stanęła dziewczyna którą kiedyś, bardzo dawno temu mogłam nazwać najlepszą przyjaciółką, osobę która znaczyła dla mnie więcej niż rodzina. Strasznie się zmieniła, wyglądała bardziej dorośle. Nic nie mówiąc każde z nas trwało w ciszy jakby witając się w myślach.

- Hej..

******************
Strasznie was  przepraszam ze tak długo nie dodawałam rozdziału, ale mam mnóstwo nauki i nawet jak próbuje napisać rozdział ucząc się jednocześnie na jakiś test to nie zbyt mi to wychodzi, także wybaczcie mi ;) DO NASTĘPNEGO, mam nadzieje że szybko to nadejdzie ;)