sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 69 ''Tak''

Informacją od lekarza było wypisanie z powodu ślubu Luny i Justina, pisze żeby nie było już wątpliwości ;) 


***DZIEŃ ŚLUBU***

Promienie słoneczne które wpadały przez okno naprzeciw mnie oświetlały moją twarz. Od razu obudziłam się przecierając oczy. Podniosłam się lekko, rozglądając się dookoła. Obok mnie nie było Justina, pewnie nie wrócił jeszcze ze swojego przyjęcia kawalerskiego. Po mojej prawej, na fotelu położona była biała suknia, suknia w której miałam powiedzieć ''tak'' które na zawsze połączy mnie i Justina. Uśmiechnęłam sie na samą myśl o tym że moje marzenie z dzieciństwa, o księciu z bajki jednak się spełniło. Tak jak pozostałe marzenia takie jak żyć w zamku którym aktualnie był mój dom, dzieci, także się spełniło. Dzisiejszy dzień także był spełnieniem marzeń, to właśnie on upewnił mnie w tym żeby wierzyć w spełnianie najskrytszych marzeń. Wstałam z łóżka udając się do łazienki. Za chwilkę miały się zjawić u mnie Katherine i Carmen. Nie mam pojęcia czy to dobry pomysł by znajdowały się one w jednym pokoju, ale obie chciały mi pomóc także innego wyjścia nie było. Korzystając z tego że miałam jeszcze chwilkę prywatności wzięłam odświeżającą kąpiel. Już od rana byłam pozytywnie nastawiona do wszystkiego i mimo że pobolewał mnie czasem brzuch, wszytko było dobrze. Czułam się świetnie, jakby choroba odeszła, w tym jednym, wyjątkowym dniu. Sięgnęłam po niebieski ręcznik położona na pralce. Owijając się nim, związałam włosy w koczka. Usłyszałam dzwonek do drzwi który uświadomił mi że dziewczyny już stały pod drzwiami mojego domu. Pilnując by ręcznik nie spadł zeszłam po schodach na dół kierując się do drzwi.

- Hej - Uśmiechnęłam się w stronę ślicznie ubranej Carmen.

Dawno jej nie widziałam, nie było czasu, tyle się działo. Przytuliłam ją od razu czując jej charakterystyczne perfumy.

- No cześć, kochana - Odezwała się swoim głosem w którym od razu można było usłyszeć ekscytacje.

Gestem ręki zaprosiłam ją do środka. Dźwięk uderzania obcasów rozniósł się po domu. Razem weszłyśmy z powrotem na górę, gdzie od razu Car dorwała suknie ślubną.

 - O Boże, ona jest cudowna - Chwyciła materiał, a jej oczy rozszerzyły się.

Zaśmiałam sie z jej reakcji siadając na łóżku.

 - Zgodzę się z Tobą - uśmiechnęłam się w jej stronę wytykając język.

 - No to bierzmy się do roboty - klasnęła w dłonie przed tym delikatnie odkładając sukienkę.

 - Musimy poczekać jeszcze na Kate - Jej imię powiedziałam nieco ciszej, nie wiedziałam jaka reakcja będzie ze strony dziewczyny.

 - W ten jakże cudowny dzień nawet ona nie zepsuje mojego humoru - Upewniła mnie a z mojego serca spadł ogromny kamień.

Nie nie wiedziałabym co zrobić gdyby się kłóciły.

 - Ciesze się - Zbieg okoliczności sprawił że w całym domu ponownie rozbrzmiał dźwięk dzwonka.

 - O wilku mowa - Zostawiając Carmen w pokoju, ruszyłam na dół by powitać Katherine.

 - No witaj kochanie - Przytuliłam także pięknie ubraną Kate.

Gdy wreszcie już wszystkie byłyśmy razem, mogłyśmy zacząć przygotowania. Widziałam jak obie dziewczyny na siebie patrzą, było to dosyć niezręczne ale nic nie mogłam poradzić. Pierwsze co zrobiłam było ubranie specjalnie kupionej koronkowej białej bielizny oraz pończoch. Przy niewielkiej pomocy wreszcie mogłam założyć białą suknie. Poczułam śliski materiał na skórze, uśmiechnęłam sie delikatnie od razu podchodząc do lustra.

- Wyglądasz niesamowicie - Odezwała się Carmen stając za mną.

Obie były moimi druhnami, gdy stanęły obok mnie w moich oczach pojawiły sie łzy, oczywiście łzy szczęścia.

- Teraz sie wypłacz, bo gdy zrobimy ci makijaż nie będzie o płaczu nawet mowy - Zaśmiała sie Kate kciukiem ocierając moje łzy.

 Tak wiele dla mnie znaczyło to że są ze mną, że pomagają  mi, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie one. Kolejne dwie lub może trzy godziny spędziłyśmy na idealnym makijażu jak i fryzurze. W tym czasie w domu zdążyła sie pojawić moja mama  która opiekowała się Emily. Oczywiście z nią przyszedł także mój tata, wraz z siostrą i jej nowym partnerem. Pattie razem z dziadkami Justina przyjechali niedługo po nich. Wszyscy goście zaczęli się zjeżdżać a ja nigdzie nie widziałam pana młodego. Przez to przez chwile poczułam się jak w jakimś filmie gdzie chłopak ucieka spod ołtarza. Potrząsnęłam głową wyrzucając tą myśl. Justin by mi tego nie zrobił przecież nie dość że się kochamy to jeszcze łączy nas dziecko, nie długo dwoje.

Chodziłam w te i z powrotem po pokoju widząc z okna ogród gdzie poustawiane były białe krzesła przez które prowadziła dróżka obsypana kwiatami, natomiast na jej końcu znajdował się łuk weselny ozdobiony liliami które wybrała Emily. Wszystko było idealne, zupełnie takie jak to sobie wyobrażałam. Dziewczyny cały czas kręciły się wokół mnie poprawiając to włosy to sukienkę. Razem ze mną czekały aż w końcu szanowny pan Bieber się zjawi. Wraz z Justinem oczywiście nie było Simona przez co Katherine denerwowała sie tak samo jak ja. Szkoda mi było tylko Carmen która była sama, nienawidziłam patrzeć na to jak ktoś jest smutny. Wskazówki na zegarze powoli zaczynały wskazywać godzinę o której miała odbyć się ceremonia. Wyjrzałam ponownie nerwowo przez okno widząc jak goście, z mojej jak i rodziny Justina siadają na swoich miejscach, a przed łukiem zauważyłam księdza. Panika ogarnęła moje ciało. Nie wiedziałam co teraz robić. Ktoś zapukał do drzwi przez co ja jak i dziewczyny podskoczyłyśmy przerażone.

- Proszę - zawołałam oddalając się od okna.

 - Co się dzieje, kochanie ? - Moja mama weszła do pokoju mimo zaistniałej sytuacji wzrokiem podziwiając moją stylizacje.

 - Nie ma go - Zaczęłam bawić się palcami chcąc pozbyć się stresu ze swojego ciała.

 - Spokojnie, na pewno przyjdzie, no jak mógłby nie przyjść na własny ślub. - Anne cicho się zaśmiała lecz mnie nie było do śmiechu.

 - Tak czy inaczej, zejdźcie już na dół, tam zobaczymy co dalej - Otwarła szerzej drzwi pierwszą mnie przepuszczając.

Powoli trzymając sie poręczy zeszłam po schodach widząc mojego ojca który już czekał by poprowadzić mnie do ołtarza. Rozglądałam się wokół czy może przypadkiem Justin skąd się wyjdzie i nie zacznie sie ceremonia..tak, kogo ja chce oszukać. Byłam na niego wściekła, nawet więcej niż wściekła o ile to możliwe. Wszystko zapowiadało się tak pięknie, oczywiście coś musiało pójść nie tak.

- To my pójdziemy już na miejsca - Odezwała się Carmen przerywając stresującą cisze.

Wzrokiem rozkazała by Kate także z nią poszła.

- Chodź tu słonko - Harry rozłożył ręce chcąc mnie uściskać.

 Bez zastanowienia wtuliłam się w jego ramie. Oczywiście wynajęci skrzypkowie musieli to błędnie odebrać zaczynając grać pieść przy której miałam zacząć iść. Próbowałam ich ucieszyć lecz ich spojrzenia wlepione były w nuty przed sobą. Za późno już było na odwołanie tego ponieważ każdy zgromadzony wstał z krzeseł chcąc zobaczyć mnie w całej okazałości. Z tych wszystkich nerwów miałam ochotę się rozpłakać. Tata zauważył to, mocniej ścisnął moją dłoń. - Nie możesz teraz płakać kochanie - szepnął do mnie uśmiechając się do zgromadzonych gości. Przytaknęłam mu biorąc głęboki oddech modląc się o cud.

 - Kocham Cię tatusiu - Wyznałam na chwile spoglądając na niego, stawiając pierwsze kroki w stronę druhen i drużbów oraz księdza.

 - Ja Ciebie też, zawsze będziesz moją małą córeczką - Usłyszałam jak głos mu się załamał.

 Uśmiechnęłam się lekko powstrzymując łzy które w każdej chwili mogły się wydostać na światło dzienne. Zaczęliśmy iść, powoli, w rytm muzyki. Każde spojrzenie było skierowane na mnie, widziałam radość, zachwyt, szczęście w ich oczach. Przygryzłam wargę gdy nim się obejrzałam byłam pod ołtarzem. Spoglądając na ojca pocałowałam go w policzek puszczając dłoń która mocno mnie trzymała. Nie chętnie się ze mną rozstał, a jeszcze bardziej nie chciał tego robić gdy zauważył że Justina nie ma. Lecz przy pomocy mojej mamy usiadł na swoim miejscu symbolizując to że dał mi szanse żyć po swojemu, żyć swoim życiem. Uśmiechnęłam się niezręcznie do wszystkich, wchodząc na mała platformę. Czułam się okropnie stojąc przed ołtarzem bez przyszłego męża. W końcu muzyka ucichła, zobaczyłam zmartwiony wzrok Pattie która tak jak każdy nie wiedziała co się dzieje. Powoli zaczynałam wątpić w to czy Bieber w ogóle się pojawi. Gdy niezręczna cisza panowała nadal, nie wytrzymałam już miałam cofać się w stronę domu lecz usłyszałam głos, jego głos.

- Już jestem ! - Krzyknął na tyle głośno by każdy mógł go usłyszeć.

Wybiegł z przodu domu biegnąc w moją stronę. Każda głowa zwrócona była w jego stronę jak i Simona który szedł tuż za nim. Oboje ubrani byli w garnitury, tak jak należy tylko widać było że nie starczyło im czasu sądząc po fryzurze jaką miał Jus. Każdy kosmyk jego włosów rozchodził się w inną stronę. Muszę przyznać że nawet wtedy wyglądał cholernie dobrze. Gdy stanął przede mną moje serce zabiło mocniej. - Nie gniewaj się kochanie - Szepnął do mojego ucha całując jego płatek. Tym gestem sprawił że cała złość we mnie na kumulowana wyparowała. Nie mogłam się na niego wściekać, to nie był czas, ale wiedziałam że później mi za to zapłaci. Powoli cofnęłam się ponownie stając na platformie tym razem twarzą w twarz z moim narzeczonym. Wreszcie ceremonia miała się zacząć, miałam nadzieje że już bez żadnych komplikacji. Moje serce cały czas utrzymywało przyspieszone tępo, ręce drżały a z twarzy ani na chwile nie schodził uśmiech. Wzięliśmy się za ręce i wysłuchaliśmy hymnu miłości.

 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości nie szuka poklasku, nie unosi się pychą. Nie dopuszcza się bez wstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się niesprawiedliwością, lecz współweseli  się prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieje. Wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje.. 


 Słyszałam pociągnięcia nosem za mną, wiedziałam że pewnie moja mama już nie wytrzymała. Rozumiałam ją, sama powstrzymywałam się od uronienia łez. Stanęłam wpatrując się w Justina który robił dokładnie to samo co ja. Wreszcie była nasz kolej na wypowiedzenie się.

- Czy Ty, Luno Kunis, bierzesz sobie tego o to człowieka za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że go nie opuścisz aż do śmierci, w zdrowiu i chorobie będziecie się wzajemnie miłować ?

 - Tak - Powiedziałam pewnie, a na ustach Jusa pojawił się jeszcze większy uśmiech niż dotychczas.

Tym razem ksiądz spojrzał na Biebsa.

 - Czy Ty, Justinie Bieberze, bierzesz...

- Tak - Odpowiedział szybko, przerywając mężczyźnie w wypowiedzi.

Zaśmiałam się cicho, przykładając jedną rękę do ust.

- Och, a więc ogłaszam was mężem i żoną - Uśmiechnął się do nas.

 - Możesz pocałować pannę młodą - straszy pan mrugnął do Justina dając mu znak.

 Nie czekając długo jego usta połączyły się z moimi. Pocałunek przelewał wszystkie emocje. Wokół słyszałam oklaski wiwaty, ale dzięki Jusowi czułam się że w tamtej chwili jesteśmy tylko my. Wreszcie oderwaliśmy się od siebie, odwracając się w stronę wszystkich gości. Przytuliłam się do boku męża obserwując wszystkich zgromadzonych. Jedli bili brawa, inni się szeroko uśmiechali, jedni gwizdali, płakali, śmiali się. Jedno tylko spojrzenie na które trafiłam było można powiedzieć że smutne, patrzyło tylko na mnie. Moje oczy się rozszerzyły kiedy zdałam sobie sprawę z tego że Tom stał oparty o ścianę mojego domu...

 *** 

- O mój Boże, co ty tu robisz ? - Podbiegłam na tyle ile mogłam do Toma, gdy choć na chwile mogliśmy być sami.

Od razu uwięziłam go w uścisku, chowając swoją głowę z zagięciu jego szyi.

- Tęskniłem - Odezwał się swoim jak zwykle poważnym tonem, choć teraz usłyszałam w nim nutkę przejęcia.

- Ja też tęskniłam - oderwałam się od niego spoglądając w jego oczy.

Zmienił się bardzo, stał się bardziej zbudowany, a zarost na twarzy dodawał mu dojrzałości.

 - A gdzie chłopaki ? - Uśmiechnęłam się rozglądając się za nimi.

 - Tutaj - Krzyknęli jednocześnie przytulając mnie od tyłu.

 Zaśmiałam się głośno gdy jeden z nich podniósł mnie.

 - No już, puśćcie ją - Tom oderwał ode mnie Chrisa.

 - Ale sie ciesze że tu wszyscy jesteście- spojrzałam na nich tworząc grupowy uścisk.

 - Ślicznie wyglądasz - Jacob spojrzał na mnie zagryzając wargę.

 - Ejj, nie zapomnij stary że ona już jest mężatką- Kevin zaśmiał się z reakcji Jacoba.

 - Luna..- Obok mnie nagle pojawiła się Carmen który pomagała mi dopilnować by goście świetnie się bawili.

 Od razu zauważyłam jak wzrok Toma wędruje w stronę Car.

 - Co się stało ? - Spojrzałam na nią choć kątem oka nadal obserwowałam reakcje Thomasa.

 - Emily potrzebuje przewinięcia a twoja mama nie wie gdzie w pokoiku dziecięcym położyłaś pieluszki - Powiedziała niezręcznie na co każdy sie roześmiał.

 - Aha, okej..to może chodźcie chłopaki pomożecie mi - zwróciłam się w stronę Kevina Jacoba i Chrisa by zostawili tą dwójkę samych.

 Zrozumieli mój plan od razu oddalili sie ze mną  w stronę stolika gdzie siedziała moja mama z Emily. Wzięłam ją na ręce posyłając jej serdeczny uśmiech, Na razie wszyscy szukali swojego miejsca, niektórzy pomagali przenosić dania na stoły także miałam chwilkę czasu. Pogoda był cudowna, gwiaździste niebo dodawało całemu wieczorowi uroku. Cała impreza odbywała sie w ogrodzie gdzie postawiono dużo stołów przystrojonych pięknymi obrusami gdzie na każdym były świece jak i kwiaty. Niektóre dania także sie tam znajdowały lecz więcej było ich w specjalnym bufecie, gdzie także znajdował sie bar za którym stal profesjonalny barman. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, za co dziękowałam wszystkim, bo bez ich pomocy by do tego nie doszło.

Przy stoliku gdzie ja razem z Justinem miałam zasiąść, był ozdobiony małymi lampkami, z resztą obok każdego stolika znajdowało sie trochę jasno różowych lampek, nasze różniły sie tylko tym że były białe. Szybko uporałam sie z pieluszkami Ems ponownie, powoli idąc na dół, gdzie przez drzwi tarasowe wyszłam na ogród. Cały dom jak i ogródek tętniły życiem, cały czas ktoś przechodził obok mnie i gratulował mi, ściskał, całował. Chłopaki też zdążyli poderwać jakieś dziewczyny ze strony Justina których nie miałam okazji poznać. Natomiast jeżeli chodzi o Carmen i Toma zauważyłam że dogadywali sie, a nawet może trochę więcej. Teraz to ja poczułam sie troszkę samotna, bo nigdzie nie widziałam Justina, jakby znowu gdzieś wyparował.

- Jak się czuje pani Bieber ? - silne ramiona dotknęły mojego brzucha, wszędzie rozpoznałabym ten głos.

- Cały czas w obawie że mój mąż gdzieś znowu mi zniknie - Zaśmiałam sie odwracając sie do Justina przodem, lekko cmokając jego usta.

- Oj daj spokój, raz mi się zdarzyło - Przejechał nosem po moim policzku.

- W tak ważny dzień

- Wiem przepraszam - Pocałował mnie kolejny raz lekko mną kołysząc.

- Uwaga proszę wszystkich o uwagę, para młoda zatańczy teraz swój pierwszy taniec - Krzyknęła mama Justina zwracając tym zainteresowanie każdego.

Goście siedzieli już na swoich miejscach, parkiet na środku był pusty, na niewielkim podeście już była przygotowana orkiestra wiec oficjalnie mogliśmy to zacząć naszym pierwszym tańcem.

- Mogę panią prosić ? - Jus wystawił dłoń lekko kłaniając sie przede mną.

- Ależ naturalnie - Uśmiechnęłam sie, na moje pozwolenie zaczął prowadzić mnie na sam środek specjalnie wyłożonego parkietu.

Od razu zaczęła lecieć wolna piosenka. Justin przyciągnął mnie do swojego ciała obejmując moją talie, moje ręce natomiast położyłam na jego szyi. Chwila która trwała między nami było jedną z tych magicznych, tych które chciałabym zachować na zawsze.

 - Wyglądasz na prawdę cudownie - Szepnął do mojego ucha.

Uśmiechnęłam się lekko jeszcze bardziej się w niego wtulając.

 - Ty też niczego sobie - Zaśmiałam się cicho.

 - Gdzie byłeś przed ceremonią ?- Od razu zmieniłam temat przypominając sobie zaistniałą sytuacje.

 - Nie wiem czy chcesz to wiedzieć - Powiedziała jeszcze bardziej ściszonym tonem, lekko się spinając.

 - Justin, jesteś moim mężem, chyba mam prawo wiedzieć co robiłeś że spóźniłeś się na własny ślub. - Wywróciłam oczami, wzdychając.

Przez chwile żadne z nas się nie odzywało, aż w końcu on przemówił.

 - Zrobiłem sobie tatuaż - Wymamrotał w moje włosy.

 Szybko moja głowa oderwała się od jego szyi, spojrzałam prosto w jego oczy.

 - Tatuaż ?! - Pisnęłam cicho w jego stronę.

 - Od razu mówię że tego nie chciałem, to Simon mnie namówił a że troszkę się wypiło to wiesz...- Zaczął się szybko tłumaczyć za wszelką cenę nie patrząc na mnie.

 - Jaki to tatuaż ?..- Powiedziałam na tyle spokojnie na ile pozwalały mi moje nerwy.

 - Umm...krzyż

 - Co ?! - Mój głos zabrzmiał trochę głośniej niż zamierzałam.

 - Oj kotku, nie rozmawiajmy o tym teraz, przyjdzie na to czas - Uśmiechnął się niewinnie.

 Ponownie wywróciłam oczami próbując się nie denerwować. Kołysaliśmy się jeszcze przez chwile aż piosenka ucichła. Od razu słychać było brawa. Następnie tańczyłam pierwszy taniec z ojcem, gdzie oczywiście nie zabrakło łez i wspominania mojego dzieciństwa. Nie zdawałam sobie sprawy z tego że mój tata może być taki wrażliwy. Nagle w całym ogrodzie rozbrzmiała pieśń którą każdy bardzo dobrze znał.

 - Sto lat, sto lat, niech żyją żyją nam..- Na sam środek parkietu wjechał ogromny tort weselny.

Podeszliśmy oboje wysłuchując się w głosy gości. Ukroiłam jeden kawałek dla niego, a on dla mnie. Symbolicznie mieliśmy się nawzajem nakarmić lecz ja miałam troszkę inny pomysł. Musiałam dać mu nauczkę żeby już nigdy więcej się nie spóźniał. Wzięłam talerzyk z ciastem do ręki i jednym zamachem wylądował on na twarzy Justina. Każdy roześmiał się razem ze mną.

 - Ooo, kochana, dorwę cię - Jus zaczął mnie gonić lecz w moich butach nie miałam nawet najmniejszej szansy na jakąś ucieczkę.

 - A teraz dam ci takiego słodkiego buziaka - Jak powiedział tak samo zrobił zostawiając na moich ustach i policzku lukier i śmietanę.

Gdy już się trochę ogarnęliśmy, wszystkie kawałki zostały rozdane. Potem impreza trwała w najlepsze. Każdy zgromadzony tańczył na parkiecie. Były zabawy gdzie uśmialiśmy się do łez. Oczywiście co chwile każdy wznosił jakieś toasty. Po prostu zwykłe, a zarazem wyjątkowe wesele. Gdy była pora na ciepłe dania z pomocą mam każdy gość miał przed sobą jedzenie.

 - Uwaga! Chciałbym coś ogłosić - Biebs wstał ze swojego miejsca biorąc w dłoń swój kieliszek.

Każdy wzrok był zwrócony w jego stronę.

 - Dla tych co jeszcze pewnie tego nie wiedzą, ja i moja żona spodziewamy się drugiego dziecka!- Krzyknął a wokół słychać było zachwyt innych.

Każdy wstał biorąc w dłoń albo szampana albo inny alkohol.

 - Zdrowie!

 *** 

 - Było idealnie - Wyszeptałam jeżdżąc palem po koszuli Justina.

Rozstaliśmy się z gośćmi jadąc do najdroższego hotelu w Nowym Jorku. Leżeliśmy wyczerpani na ogromnym łożu małżeńskim.

- Zgadzam się z tobą, choć myślę że teraz po mojej wiadomości twoja rodzina uważa mnie za jakiegoś dziecioroba - Zaśmiał się nadal delikatnie masując moje plecy przez materiał przebranej, wygodnej sukienki. 

- Oj nie prawda - dołączyłam się do jego śmiechu, lekko podnosząc głowę by móc na niego spojrzeć.

 - Uważają cię za uroczego mężczyznę

- No ale chyba nie twój tata - ponownie uśmiechnął się do mnie lekko cmokając mnie w usta.

- Gdzieś w głębi serca mój ojciec też cię lubi

- Ale dobra, żarty żartami, teraz przechodzimy do sprawy która męczy mnie już od dłuższego czasu.

 - A mianowicie ? - Justin spojrzał na mnie podejrzliwie.

 Podniosłam się do pozycji siedzącej patrząc mu w oczy.

 - Pokazuj tatuaż - Powiedziałam poważnie przeczesując ręką włosy.

 - Ale..

- Nie ma żadnych ale, przecież i tak prędzej czy później go zobaczę - Uśmiechnęłam się lekko co odwzajemnił.

Westchnął głęboko, podnosząc się by móc ściągnąć koszule. Obserwowałam każdy jego ruch, troszkę bałam się tego jak wyglądał ten tatuaż. Wreszcie gdy klatka piersiowa Justina została odsłonięta, mogłam zobaczyć na samym środku krzyż, który nie był taki zły. Mogłam nawet powiedzieć że jak się tak na niego dłużej patrzyło stawał się seksi, o ile krzyż może stać się seksi..chyba zgrzeszyłam. Dotknęłam go delikatnie wiedząc że jest jeszcze świeży. Tatuaże zdecydowanie pasowały do Justina, wyglądał i kiedyś nawet był bad boyem.

 - Podoba mi się - Wyznałam spoglądając mu w oczy.

 - Tak? A jak bardzo? - Wymruczał, od razu usiadłam na nim okrakiem przybliżając się do jego ust.

 -O właśnie tak - Nasze wargi się połączyły tworząc namiętny pocałunek.

Tamtej nocy kochaliśmy się bez opamiętania, jakby świat za chwile miał się skończyć, wszystkimi pocałunkami wyrażaliśmy siebie, swoje uczucia. Jego dotyk sprawiał że zapominałam o wszystkim złych, przykrych rzeczach. Tamtej nocy byliśmy tylko my, ja i on, oddzieleni od świata.

*******************************************

Hejoo <3 
Rozdział długaśny, oczywiście według mnie ;D 
Do końca opowiadania został już tylko jeden rozdział i epilog...będę za wami bardzo tęsknić ;((
Już troszeczkę czuje sie lepiej dlatego jak obiecałam dodałam rozdział ;*
Mam nadzieje ze wam się spodobał i wyrazicie swoje opinie w komenatrzu <33

czwartek, 6 lutego 2014

Strasznie przepraszam

Przepraszam że spóźniem się z rozdziałem, mam małe problemy zdrowotne :/ Jak tylko poczuje się choć trochę lepiej i będę mogła wyjść z łóżka napisze rozdział. Jeszcze raz Was strasznie przepraszam, KOCHAM WAS :*