sobota, 28 września 2013

Rozdział 42 ''Proszę pana...''

- Moja córka - Powiedziałam już nieco głośniej. Babcia rozszerzyła oczy i zastygła jakby w miejscu. Cisza dłużyła się i dłużyła.

- Dziecko... Nawet nie wiesz jak się cieszę - Przytuliła mnie mocno. Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się takiej reakcji ze strony mojej babci, jak byłam młodsza i przez przypadek stłukłam talerz, darła się w niebo głosy, a teraz ? Stałam tak tam zdziwiona.

- Mogę ją potrzymać ? - Zapytała z charakterystycznymi iskierkami w oczach. Nie mówiąc nic podałam kobiecie maluszka. Babcia jak to babcia nie mogła się nacieszyć prawnuczką która co chwile słodko się uśmiechała. Po przedstawieniu całej rodziny Justinowi, do salonu został wniesiony tort. Wszyscy zaczęliśmy śpiewać sto lat, a ja ? Od wszystkich głośnych śmiechów, rozmów i śpiewów, strasznie rozbolała mnie głowa. Ból był nie do zniesienia, nie mogłam ustać na nogach. Nie wiem jakim cudem ale doczołgałam się do schodów na których usiadłam. Obraz zaczynał się rozmazywać, nie wiedziałam co się dzieje...

***OCZAMI JUSTINA***

-...Niech żyje nam ! - Zgromadzeni zaczęli klaskać, Harry zdmuchnął świeczki. Podszedłem do stolika na którym leżał tort. Wziąłem dwa kawałki i udałem się w poszukiwaniu Luny. W kuchni jej nie było, na tarasie i w ogrodzie też nie... Szybkim krokiem udałem się w stronę schodów... Potem już tylko zmartwienie wszystkich dookoła, długa droga z nie małą prędkością i jesteśmy... jebany szpital. Ile razy jeszcze tu trafię ? I to jeszcze z nią... Wbiegłem z nią na rękach do środka wielkiego budynku. Zgromadzili się lekarze, w których był także Pan Brown.

- Co się stało ? - Zapytał.

- Nie wiem, zobaczyłem ją już jak zemdlała.

- Czy skarżyła się na jakieś bóle czy inne dolegliwości ? - Pomyślałem chwile.

- Tak, od paru dni strasznie bolała ją głowa. - Ten już o nic nie pytał tylko szybko zawiózł Lu na jakąś sale.

Nie mam siły, to wszystko mnie przerasta. Boję się, boję się następnego dnia, następnej minuty, następnej sekundy... Nauczyłem się już że wyznaczamy sobie cel w życiu ale zawsze jakiś mały, najmniejszy kawałek z niego będzie pod władzą losu i nic na to nie poradzimy. Wiem to, ale nie chce się z tym pogodzić, dlaczego ? Nie chce stracić czegoś co w moim życiu gra pełnie, bez czego będę nikim. Nikt nie wiewie co go czeka, nikt nie wie na co się szykować, nikt nie wie czy ma się lękać. Przyszłość, niektórzy ludzie mylą ją z marzeniami, mylą ją z planami. Nigdy nie wiadomo czy osoba z którą przeżyliśmy tyle wspaniałych i niezapomnianych chwil, odejdzie a my nie zdążymy się z nią nawet pożegnać... Za dużo myśli, za dużo pytań dla których nie ma odpowiedzi...


- Proszę pana...- Z ''transu'' wybudził mnie doktor który klęczał przede mną. Popatrzyłem na niego, widząc... smutek ? O nie, tylko nie to... Brown widząc moją przestraszoną minę usiadł obok mnie i westchnął.

- Na ostatniej wizycie nie przeprowadziliśmy jednego badania, a mianowicie tomografii.- Widziałem że każde następne słowo sprawiało mu trudność.

- Do rzeczy - Ponagliłem go, czując że już nie wytrzymam.

- Przykro mi to mówić... ale pani Luna ma raka...

************************************
No i jest rozdział... Wiem że niektórym może on się nie spodobać no ale cóż. WYRAŻAJCIE SWOJE OPINIE I DO NASTĘPNEGO !! <3

piątek, 27 września 2013

Informacja

ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ JUTRO !!!! :) 

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 41 ''Luna, to ty ?'

- Przeprowadziliśmy poszczególne badania, i nic nie wykryliśmy. Sądzimy że pani Kunis po prostu poczuła się słabo i straciła przytomność także proszę się nie martwić - Uśmiechnął się, a ja na jego słowa odetchnąłem z ulgą a ogromny kamień spadł mi z serca.

Podziękowałem lekarzowi i udałem się do Luny. Czekała na mnie z niewyraźnym wyrazem twarzy.

- Ale mi stracha napędziłaś - Usiadłem na skraju łóżka.

Ta tylko słabo się uśmiechnęła i delikatnie chwyciła moją dłoń.

- Przyprowadź doktora - Przytaknąłem i  po chwili wróciłem z Panem Brownem.

- Skoro to tylko osłabienie to mogę wyjść ze szpitala ? - Zapytała wpatrując się w mężczyznę.

- Tak, nie widzę najmniejszego problemu - Zaczął pisać coś w notesiku który trzymał w ręce, wyrwał kartkę i podarował ją Lu.

Pół godziny potem byliśmy już w domu.

Od razu po przekroczeniu progu przywitała nas zmartwiona Anne.

- No nareszcie jesteście, gdzie byliście, co się stało ? - Obrzuciła nas masą pytań.

- Spokojnie, to nic poważnego - Uśmiechnąłem się i zabrałem z rąk kobiety dziecko które trzymała.

- Dziękuje że przyjechałaś i przepraszam za kłopot - Odezwałem się.

- Ale to żaden problem tylko okropnie się martwiłam - Porozmawialiśmy jeszcze chwile aż An musiała jechać.

Luna postanowiła sie położyć więc zostałem sam z moją małą księżniczką.

- Co tak się na mnie patrzysz ? - Uśmiechnąłem się do dziewczynki która otworzyła szeroko swoje piękne czekoladowe oczka.

- Wiesz że cię kocham ? Twoją mamusie też kocham jesteście dla mnie najważniejsze - Rozmawiałem z Emily w duchu myśląc że choć trochę z tego rozumie. To dziwne, ale wiedziałem w jej oczach coś niezwykłego, magicznego.

- Myślę że ty też kochasz tatusia...

- Nie tylko ona - Luna przytuliła się do mnie od tyłu.

*** 4 DNI PÓŹNIEJ ***

*** OCZAMI LUNY ***

Dzisiaj odbywają się urodziny moje ojca, na które ja i Justin jesteśmy zaproszeni. Będzie cała moja rodzina także troszkę się denerwuje, nie tym że dawno ich nie widziałam ale bardziej tym że oni jeszcze nigdy nie widzieli Justina. Po ostatniej wizycie w szpitalu dzień w dzień bolała mnie głowa, niekiedy ból był lekki a niekiedy odbierał mi zdolność swobodnego poruszania się. Ignorowałam go lecz z każdym następnym dniem jest coraz gorzej.

A wracając do dzisiejszej imprezy to odbywa się ona za dwie godziny. Wzięty prysznic, nałożony makijaż, ubrany strój i byłam gotowa. Justin uparł się że ubierze koszulkę i jeansy, chociaż wolałam żeby ubrał bardziej elegancki strój. Emily ubrana była w malutką jasną sukieneczkę która była troszkę na nią za duża. Wyszykowani wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę domu moich rodziców. Cały podjazd był zajęty, także musieliśmy zaparkować troszkę dalej. Wzięłam nosidełko z tylnego siedzenia i biorąc Justina za rękę ruszyłam w stronę budynku. Od razu po przekroczeniu progu rzuciła mi się w oczy ilość zgromadzonych. Cały dom był wypełniony krewnymi ze wszystkich stron świata, w końcu tylko jeden raz ma się 49 lat. Zauważyłam stojącego mojego tatę, mamę, babcie i chyba mojego wujka z Atlanty. Nie pewnym krokiem podeszłam do nich.

- Oo, córeczko, jesteście - Mój tata odłożył kieliszek z szampanem i przytulił mnie.

- Luna, to ty ? Skarbie jak ty wyrosłaś - Moja babcia nie mogła uwierzyć własnym oczom.

- A co to za dziecko ? Kim jest ten uroczy młodzieniec ? - Zasypała mnie dużą ilością pytań.

- To może po kolei - Uśmiechnęłam się

- To jest Justin mój chłopak - Wskazałam na Biebera. Ten tylko się ukłonił i podał rękę mojej babci przy okazji ją całując.

- A to jest.... moja córeczka - Powiedziałam troszkę ciszej.

- Kto ? - Marie ( Moja babcia ) nadstawiła ucho.

- Moja córka - Powiedziałam już nieco głośniej. Babcia rozszerzyła oczy i zastygła jakby w miejscu...
************************************
Bardzo nudnyyyyyyy, ale na wielką bombę musicie poczekać :) DO NASTĘPNEGO I DZIĘKUJE ZA TYLE WYŚWIETLEŃ <3

czwartek, 19 września 2013

Rozdział 40 ''Justin, nic nie widzę...''

Po chwili wzięła mnie za rękę i prowadziła do sypialni.

Obudziłem się czując że obok mnie nie ma Luny. Przetarłem zmęczone oczy i leniwie się przeciągnąłem. Wstałem z łóżka i wyciągając świeże ubrania udałem się do łazienki. Poranny prysznic orzeźwił moje ciało. Ubrany udałem się na dół. Lu stała przy kuchence smażąc jajecznice. Piękny zapach unosił się po całej kuchni.

- Dzień dobry, kochanie - Ucałowałem ją w policzek, wyciągnąłem szklankę z szafki i nalałem do niej soku pomarańczowego

- Dzień dobry - Powiedziała słabym głosem.

- Co się stało ? - Popatrzyłem na nią. Odwróciła się do mnie przodem, byłą strasznie blada.

- Nic, po prostu źle się dzisiaj czuje - Wymusiła lekki uśmiech.

Zauważyłem że kurczowo trzymała się blatu. Wstałem z krzesła i podszedłem do niej

- Na pewno ? - Chwyciłem delikatnie jej podbródek patrząc w jej podkrążone oczy.

- Na pewno - Wyrwała się z uścisku i wróciła do gotowania.

Nie chcąc dalej drążyć tematu poszedłem do salonu. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor. Nie minęło nawet pięć minut gdy usłyszałem głośny huk. Pobiegłem w miejsce z którego dochodził. Cała jajecznica wylądowała na podłodze, A dziewczyna ledwo trzymała się na nogach. Chwyciłem ją, pilnując żeby nie upadła

- Justin, nic nie widzę - Szepnęła wpatrując się tępo w przestrzeń. Pomogłem jej usiąść na krześle. Wyciągnąłem telefon.

- Ann, przyjedz, musisz zająć się Emily - Zanim zdążyła coś powiedzieć, rozłączyłem się.

Wziąłem już ledwo przytomną Lunę na ręce i przeniosłem bezpiecznie do samochodu. Usiadłem na miejscu kierowcy, a gdy zobaczyłem że niedaleko nas parkuje znane mi auto, ruszyłem z piskiem opon. Jechałem tak szybko że niekiedy bałem się że spowoduje wypadek. Przez całą drogę już się do mnie nie odezwała, przez co przestraszyłem się jeszcze bardziej. Znowu szpital, znowu lekarze i to znowu ona musi tu trafić, dlaczego nie ja ? dlaczego... Zawieźli ją na noszach do pierwszej lepszej sali. Pierwszy raz nie musiałem długo czekać na lekarza, ponieważ już po chwili wyszedł z pokoju.

- Co się dzieje ? - Zapytałem próbując powstrzymać przyśpieszony oddech.

- Czeka ją mnóstwo badań, ale proszę być dobrej myśli i cierpliwie czekać - Powiedział i po chwili zniknął za rogiem.

Opadłem na krzesło na którym musiałem spędzić sporo czasu.

Wszystko tak szybko się dzieje, wydarzenie za wydarzeniem, nie ma czasu odetchnąć i choć na chwile zatrzymać się w miejscu, zapomnieć o całym świecie i żyć tą jedną chwilą. Kiedyś to było takie proste, żyłeś bez żadnych problemów, nic cie nie obchodziło, a teraz ? Kłopot za kłopotem. Tych pięknych chwil cały czas brakuje, a ty nic na to nie poradzisz...

Nawet nie zauważyłem jak obok mnie usiadł ten sam lekarz z którym rozmawiałem.

- Przeprowadziliśmy poszczególne badania...
**************************
Tak wiem wiem, krótki :( Przepraszam ale obiecuje że następny będzie o wiele dłuższy :) Dodaje dzisiaj bo... chcę :) W sobotę jeżeli mi się uda to też pojawi się rozdział, ale tego to dokładnie nie wiem :) To tyle, także DO NASTĘPNEGO <3

piątek, 13 września 2013

Rozdział 39 ''Przepraszam''

- Ale ja chcę...- Ponownie złączył nasze usta.

- Nie ! - Odepchnęłam go i wyszłam z kuchni. usiadłam na kanapie i kontynuowałam oglądanie programu.

- Kotek, przepraszam -  Justin usiadł obok mnie. Nie odzywałam się.

- No proszę powiedź coś - Chwycił mnie za rękę którą wyrwałam.

- No weź, nie obrażaj się - Chciał pocałować mnie w policzek, ale odsunęłam się od niego.

Nagle zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i tak po prostu wyszedł z pokoju, zostawiając mnie zdezorientowaną. Po pół godzinie, zszedł na dół, ubrany był jak na imprezę.

- Wychodzę - Nawet na mnie nie patrząc wyszedł z domu, przy okazji głośno trzaskając drzwiami, aż za głośno, bo po chwili usłyszałam płacz dziecka.

***OCZAMI JUSTINA***

Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do klubu. Zaparkowałem niedaleko wejścia, przeszedłem przez ochroniarzy i od razu udałem się do baru przy którym siedział już Simon.

- Tequila - rzuciłem w stronę barmana który po chwili zaczął nalewać napój. Usiadłem na jednym z barowych krzeseł, witając się z Simem ''naszym uściskiem'' dłoni.

- Po co, chciałeś żebym przyjechał ? - Upiłem łyka z mojej szklanki.

- A co, z kumplem już sobie spokojnie do klubu nie mogę wyjść ? - Zapytał na co ja wzruszyłem ramionami.

Widziałem po jego wyrazie twarzy że coś go dręczy.

-  Ej, stary co jest ? - Poklepałem go po plecach.

Ten tylko popatrzył na mnie, ale za chwile odwrócił wzrok.

- Wyduś to z siebie - Zachęcałem go widząc, że bije się z myślami.

- Ale to zostanie między nami, jasne ?

- Jasne - Przytaknąłem, a on westchnął i na raz opróżnił zawartość swojego kieliszka.

- Zdradziłem Carmen - Wydusił z siebie, zamawiając jeszcze jedna czystą wódkę.

- Co ?!

- To co słyszałeś

- Ale, jak ? gdzie ? dlaczego ?

- Kurwa, ja tego nie chciałem, wiesz, alkohol, ładna laska, twoje łóżko...

- Moje łóżko ?!- Postawiłem mojego drinka na blat, o mało co go nie wylewając.

- No... - Zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami.

W tamtym momencie dotarło do mnie że nie zdradziłem Luny. Z tego faktu się ucieszyłem, lecz byłem na maksa wkurwiony na Simona za to że o mało co nie zniszczył mojego związku.

- Muszę lecieć - Wybiegłem z klubu, zostawiając go samego.

Ruszyłem w drogę do domu. Wparowałem do środka, na dole nikogo nie było. Odłożyłem kluczyki na komodę i udałem się na górę. Drzwi od pokoju Emily były lekko uchylone. Po cichu podszedłem do nich i przez szparę zauważyłem Lu przewijającą maluszka. Po woli wkroczyłem do pomieszczenia. Dziewczyna kończąc swoją czynność, odwróciła się w moją stronę.

- Gdzie byłeś ?

- W klubie...

- Z kim ?

- A czy to ważne ? Mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość - Uśmiechnąłem się i podszedłem trochę bliżej.

- Słucham

- Nie zdradziłem cię

- Skąd ta pewność ? - Spojrzała w moje oczy chcąc z nich odczytać czy kłamie.

- Dowiedziałem się że zrobił to ktoś inny

- Kto ?

- Ktoś... kogo na pewno nie znasz - Musiałem skłamać, na szczęście ona tego nie zauważyła.

Obiecałem Simonowi że nikomu nie wygadam a jak bym powiedział Lunie, Carmen na pewno by się dowiedziała.

- No to świetnie - Przytuliła się do mnie, co odwzajemniłem.

- A ty we mnie nie wierzyłaś - Prychnąłem pod nosem

- Tylko przez chwile - Przymrużyła oczy i lekko cmoknęła mnie w usta.

- Przepraszam - Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem

- Za dzisiaj - dodałem

- W porządku, to nie twoja wina że jesteś nie wyżyty seksualnie - Zaśmiała się.

- Ej, to nie jest śmieszne - Udałem obrażoną minkę.

Ona ją widząc przybliżyła się jeszcze bardziej, o ile to możliwe.

- To może teraz ja cię przeproszę - Szepnęła mi do ucha jednym z jej najbardziej uwodzicielskich głosów.

- Przydałoby się - Uśmiechnąłem sie, po chwili chwyciła mnie za rękę i prowadziła do sypialni...
*******************
Witajcie :) Rozdział miał być jutro, ale z racji tego że jutro mnie nie będzie cały dzień w domu to rozdział macie dzisiaj, TA DAM :) To tyle także DO NASTĘPNEGO <3

wtorek, 10 września 2013

Powiadamiani :)

Wszyscy czytelnicy którzy chcą wiedzieć kiedy jest rozdział na blogu mogą się ze mną skontaktować na GG : 42142286. Lub zaobserwować kanał na Twitterze : OpowiadanieJiB . Myślę że to dobre rozwiązania niż cały czas wchodzić i sprawdzać czy jest rozdział :)

Rozdział 38 ''Ale ja chcę...''

-Wierze- Szepnęłam. Justin szybko przeniósł wzrok na mnie, lekko się uśmiechając, co odwzajemniłam.

-Uwielbiam Cię - Cmoknął delikatnie moje usta.

-Wiem, ja ciebie też

-Ciebie też kocham, córeczko - Jus spojrzał na Emily która zaczęła się wiercić.

- Ona też cię kocha. - Wyszeptałam szeroko się uśmiechając. Em zaczęła płakać.

-Chyba jest głodna - Justin wziął małą na ręce.

- Tak, nakarmię ją - wzięłam od niego maluszka i usiadłam na kanapie.

-A, mogę popatrzeć ? - Zapytał nieśmiało, przez co się zaśmiałam.

- No nie wiem...

- Proszę...

- No dobra, jak ci tak bardzo na tym zależy - westchnęłam, wyciągnęłam jedną pierś i zaczęłam karmić dziecko.

- Ale bez przesady, wytrzeszczasz te oczy jakbyś zobaczył ósmy cud świata

- Bo widzę - uśmiechnął się, a moje policzki stały się czerwone. Zakryłam twarz kosmykami włosów.

- Myślałeś już o jakiejś pracy ? - Zapytałam chcąc przerwać niezręczną cisze.

- Trochę, ale nie martw się, znajdę coś wkrótce (soon XD)- Uspokoił mnie, delikatnie gładząc główkę dziecka.

- Jak zdobędziesz pracę ? Przecież nawet nie skończyłeś szkoły !

- Spokojnie, wykombinuje coś - Uśmiechnął się zachęcająco, martwiłam się bo ani ja ani on nie mamy żadnych uprawnień, a przecież mamy teraz bardzo dużo wydatków, moi rodzice nie mogą nam wiecznie pomagać finansowo.

Gdy malutka była już najedzona, położyłam ją w łóżeczku. Biebs podszedł do mnie od tyłu i objął w pasie.

- Wiesz, że jesteście dla mnie najważniejszymi kobietami na świecie ?- Szepnął do mojego ucha, delikatnie go całując.

Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam do niego przodem, zarzucając ręce na jego ramiona.

- Wiem - Złączyłam nasze usta.

Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Nie odrywając się od siebie wyszliśmy z pokoju Emily. Przyparł mną do ściany i stanowczo ścisnął moje pośladki przez co cicho jęknęłam. Oplotłam nogi wokół jego bioder. Ruszyliśmy przez długi korytarz do naszej sypialni. Jus kopnął drzwi które szeroko się rozchyliły. Po chwili wylądowałam na łóżku a on nade mną.

- Dawno tego nie robiliśmy - Uśmiechnął się uwodzicielsko.

- Yhm...- Znowu złączyłam nasze wargi.

Zaczął schodzić pocałunkami coraz niżej, poprzez usta, policzki, szczękę i szyję, aż do dekoltu. Podwinął moją bluzkę chcąc ją całkowicie zdjąć. Pomagając mu podniosłam się lekko, a moja koszulka wylądowała na podłodze. Delikatnie całował mój brzuch, rękami błądząc po moich plecach. Stawałam się coraz bardziej podniecona, wplotłam dłonie w jego idealnie ułożone włosy. Trochę się męczył ze stanikiem, ale udało mu się go rozpiąć i rzucić w kierunku bluzki. Każdą pierś obdarzył dużą uwagą. Teraz ja przejęłam inicjatywę i szybko ściągnęłam jego koszule i spodnie. Widziałam że kolega Jusa jest już gotowy . Reszta mojej garderoby dawno już ze mnie zniknęła. Ostatnią rzeczą jaką została były bokserki Justina. Uśmiechnęłam się zadziornie, szybkim i zwinnym ruchem pozbyłam się jego majtek. Jak na zawołanie w całym domu rozbrzmiał płacz dziecka.

- Serio ?! W takim momencie ! - Jęknął Jus  z powrotem zakładając dolną część ubrania.

Szybko wstałam z łóżka ubierając majtki i bluzkę. Przekroczyłam próg pokoiku, wzięłam Emily na ręce i powoli zaczęłam kołysać, po dłuższej chwili w ogóle nie przestawała płakać, zaczęłam się martwić.

- Justin ! - Zawołałam chłopaka, który po chwili stał przede mną.

- Nie wiem co się dzieje, ona nie przestaje ani na chwile płakać.

- Może jest znowu głodna ? - Jego wyraz twarzy się zmienił.

- Nie, sprawdzałam - Z każdą chwilą bałam się jeszcze bardziej, on też nie wyglądał na opanowanego.

- Dzwonię do Anne - Poinformował mnie wyciągając z kieszeni telefon.

- Halo, Ann tu Justin, mamy problem z małą...

- Dobra to czekamy - Rozłączył się i spojrzał na mnie.

- Będzie za chwile.

-Dobrze

- Oby to nie było nic poważnego - Podszedł bliżej.

- Yhm - Pocałowałam dziewczynkę w czółko.

Po pięciu minutach rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Bieber zszedł na dół otworzyć, po chwili do pomieszczenia wparowała moja mama.

- Hej kochanie

- Cześć

- Długo tak - Wskazała na płaczące dziecko, spoczywające na moich rękach.

- Tak, kompletnie nie wiem co mam zrobić

- Mi się wdaje że chce jej się tylko odbić- Wzięła ode mnie maluszka, przełożyła sobie przez ramię i delikatnie klepała po plecach.

Po chwili usłyszałam charakterystyczne beknięcie, a szloch dziecka ucichł.

- No nareszcie - Odetchnęłam z ulgą.

- Przepraszam że musiałaś przyjeżdżać - Zwróciłam się do kobiety bujającej niemowlaka.

- nie ma sprawy, w końcu jestem babcią, mam prawo ci pomagać- Uśmiechnęła się ciepło i położyła Em w łóżeczku.

- Dziękuje - Przytuliłam ją co odwzajemniła.

- I co, to coś poważnego ?- Do pokoju wszedł Just.

- Nie, drobnostka - Machnęłam ręką, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.

- To ja już bee się zbierać, nie chce wam przeszkadzać...- W tamtej chwili zrozumiałam że oboje jesteśmy prawie nadzy, moja twarz zmieniła kolor na czerwony.

Pożegnaliśmy się.

- To co teraz robimy...- Biebs szepnął mi do ucha przy okazji całując szyję.

- Na pewno nie to co masz na myśli- Uśmiechnęłam się.

- Dlaczego ? - Jęknął patrząc w moje oczy.

- Przeszła mi ochota - Wzruszyłam ramionami i poszłam do salonu, oczywiście on za mną.

- Ale ty jesteś wredna...

- Wiem - Wyszczerzyłam ząbki, włączając telewizje.

- Odpłacę ci się, zobaczysz...

- Ooo, już się boję - udałam przerażoną minę, ale po chwili się zaśmiałam.

- Słusznie - Justin zaczął się do mnie przybliżać, na co ja szybko zeskoczyłam z sofy i zaczęłam uciekać.

Goniliśmy się po całym domu jak jakieś dzieci.W biegłam do kuchni, kurwa, ślepy zaułek. Po chwili Just także znalazł się w pomieszczeniu z dziwnym uśmieszkiem.

- Nawet nie próbuj - Pokręci łam przecząco głową, oddalając się jeszcze bardziej ale natrafiłam na szafki.

Ten tylko się cicho zaśmiał i po chwili już stał koło mnie.

- Jakieś ostatnie słowo ? - Szepnął w moje usta.

- Głupek - Szturchnęłam go w ramię, próbując się wyrwać, ale po moich bokach znajdowały się jego ręce, także szanse na ucieczkę były marne.

- O, to teraz się doigrałaś. - Brutalnie wpił się w moje usta.

Na początku mi sie to podobało, ale gdy nie chciał przestać, odpychałam go ale to nic nie dało. Gdy wreszcie zabrakło mu tchu oderwał nasze wargi.

- Nie rozumiesz ze ja nie chcę - Spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem

- Ale ja chcę...
***********************
Leże chora w domu także mam tydzień albo i więcej na pisanie rozdziałów :) Ale nie myślcie sobie że będą one codziennie, niekiedy nie mogę wstać z łóżka bo wszystko mnie boli także bądźcie wyrozumiali i DO NASTĘPNEGO <3

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 37 ''Chciałabym ci wierzyć...''

Po moim policzku spłynęła łza która oznaczała że to już koniec. W tamtym momencie moje serce pękł. Więcej łez.

- Słońce, dlaczego płaczesz - Ujął moją twarz w dłonie.

- Nie dotykaj mnie, nie mów do mnie, najlepiej nie pokazuj mi się na oczy ! - Wyrwałam się z jego uścisku i spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem.

- O czym ty mówisz ? - Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Dlaczego kurwa, nie możesz po prostu mi tego powiedzieć tylko zachowujesz się jak najgorsza ciota - Krzyknęłam, bezwładnie opadając na kanapę.

- Luna ! Co jak mam ci powiedzieć do cholery !?

- Wiesz co, nic nie mów, tylko chodź ze mną - Wstałam z sofy i chwyciłam go za rękę.

Każdy stopień schodów pokonywaliśmy z coraz większym sterem i zdenerwowaniem. Nacisnęłam klamkę drzwi prowadzących do łazienki puszczając dłoń Justina usiadłam na brzegu wanny. Ten tylko popatrzył na mnie jak na wariatkę.

- Co tu robimy ? - Zapytał patrząc prosto w moje po czerwienione oczy.

 Nic nie odpowiedziałam tylko wskazałam na kosz pod umywalką. Zdezorientowany popatrzył na przedmiot.

- O, kurwa - Zdołałam usłyszeć jego cichy szept. Ja tylko prychnęłam i zaczęłam ocierać nowe łzy.

- Luna...

- Nic nie mów, proszę nic nie mów - Zaszlochałam zakrywając twarz dłońmi.

- Pozwól mi wytłumaczyć - Chwycił mnie za rękę którą o dziwo nie wyrwałam.

- Nie.  Pokręciłam przecząco głową

- Nie chce tego słuchać- Dodałam wstając na nogi, puszczając dłoń Jusa.

- Luna, proszę...

- Kurwa, Justin ! Nie chce twoich jebanych wytłumaczeń ! - Ten tylko popatrzył na mnie smutnymi oczami.

- Wybaczyłabym wszystko, ale nie zdradę, to tylko dowód że nigdy mnie nie kochałeś. Kilka dni temu urodziła ci się córka, miałbyś wspaniałą rodzinę, ale nie, ty wolałeś jakąś dziwkę. Proszę cię, zniknij z mojego życia. - Otarłam ostatnie łzy i wyszłam z łazienki.

- A możesz ty mnie teraz wysłuchać ?! - Szedł za mną krok w krok. Jezu, czy on w ogóle nie rozumie co się do niego mówi, miałam tego dość.

 Odwróciłam się do niego przodem.

- Słucham

- Nic nie pamiętam, kompletnie nic - Zaczął patrząc prosto w moje oczy. W jego widziałam, lęk i ból.

- Pff...

- Nie przerywaj mi - Powiedział stanowczym głosem co trochę mnie zdziwiło.

- Jak już wspomniałem, nic nie pamiętam, także nie wiadomo czy TO zrobiłem.

- A jak to prawda ? I jak się dowiemy jak było ?

- Nie wiem, ale zaufaj mi...

- Nie, już nie potrafię - Po tych słowach weszłam do pokoiku Emily.

Słodko spała, usiadłam na małym krzesełku obok jej łóżeczka i obserwowałam jak oddycha. Wiem że to dziwne ale bałam się że jak odwrócę wzrok to ona zapomni jak to się robi. Nie wiem ile czasu spędziłam na pilnowani jej spokojnego snu, usłyszałam skrzypienie drzwi i kroki zmierzające w moją stronę, nie odwracałam się bo wiedziałam doskonale że to Justin. Usiadł obok mnie tyle że na podłodze. Siedzieliśmy w ciszy, bardzo przyjemnej ciszy, momentami wydawało mi się że porozumiewamy się telepatycznie

- Co dalej będzie ? - Odezwał się.

- Nie wiem, nie mam pojęcia- Westchnęłam ciężko.

- Nie chce was stracić - Za jąkał się. Spojrzałam na niego, w jego oczach zbierały się łzy.

- Justin, a ty wybaczyłbyś mi zdradę ?

- Tak, bo Cię okropnie kocham - Pierwsza łza spłynęła z jego oka.

Zatkało mnie, nie spodziewałam się takiej odpowiedzi.

- To miłe, ale ja tak nie potrafię - Szepnęłam ocierając kciukiem jego policzek.

- Ale ja cię nie zdradziłem

- Skąd wiesz ?

- Nie mógłbym, nawet jakbym był pijany.

- Chciałabym ci wierzyć...

- To uwierz - Przerwał mi patrząc w moje oczy.

Te jego tęczówki, od razu mnie zaczarowały. Kocham go, najmocniej na świecie. Dlaczego mu nie wierze ?

- Proszę, uwierz mi...

- Wierzę...
*********************
Specjalnie dal was dodałam jeszcze jeden rozdział dzisiaj :) Myślę że poczekacie na następny w sobotę :) A jak będę miała wenę to może i napiszę coś w tygodniu , TAKŻE DO NASTĘPNEGO <3

sobota, 7 września 2013

Rozdział 36 ''Masz pięć sekund, żeby się wytłumaczyć...''

Wszyscy udaliśmy się do miejsca w którym leżała moja księżniczka.Pielęgniarka nie pozwoliła tak licznej grupie wejść do środka, dlatego patrzyliśmy na nią przez szybę. Moja jak i mama Justina co chwile ocierały łzy albo robiły zdjęcia. Mój ojciec próbował zbytnio nie angażować się w tą sprawę, ale zauważyłam że jak tylko zobaczył ją, całe jego nastawienie się zmieniło. Czyli to będzie córunia-tatunia i wnusia-dziadziusia. 

- A jak ją nazwiecie ? - Zapytała Pattie która wlepiała wzrok w inkubator.

- Emily - Powiedzieliśmy równo z Jusem .

- Ślicznie - Uśmiechnęła się.

Spędziliśmy jeszcze parę godzin w których moi rodzice i Patricia mieli pierwszy raz Em na rękach.

- Teraz twoja kolej, Harry- Anne położyła dziewczynkę na rękach taty.

Jak się tak na niego patrzyło trudno było powstrzymać napad śmiechu. Dłonie tak mocno zaciskał na drobnym ciałku dziecka przed obawą żeby mu przypadkiem nie spadłą, a jego wzrok utkwił w jej oczach które czarowały każdego. Pożegnaliśmy się z nimi.

- Jutro też wpadniemy - Oznajmiła moja mama ściskając mnie na pożegnanie.

- Dobrze - Tak na prawdę to byłam już troszeczkę  zmęczona tymi wszystkimi odwiedzinami, ale jej nie odmówię.

***4 DNI PÓŹNIEJ***

- Proszę, tutaj ma pani wypis - Lekarz który się mną zajmował przez parę dni wręczył mi kartkę i żegnając się odszedł w swoja stronę.

Nareszcie mogłam zabrać Emily do domu. Justin podjechał pod szpital i pomógł mi bezpiecznie umieścić dziecko w środku.

- Nareszcie jedziemy do domu - Odezwałam się, głęboko wzdychając.

- Tak, ja też się cieszę - Wyznał, ale jego głos w ogóle nie okazywał entuzjazmu, trochę mnie to zdziwiło, ale zignorowałam to.

 Jechaliśmy w ciszy. Wreszcie dojechaliśmy pod niewielki domek z małym ogródkiem. Wysiadałam z samochodu i otwierając drzwi od strony Emily wyjęłam ją na zewnątrz. Nacisnęłam klamkę dużych drzwi, a gdy przekroczyłam próg o mało co nie dostałam zawału. Do moich nozdrzy dotarł zapach tytoniu i alkoholu. Dopiero po chwili przypomniałam sobie że trzymam dziecko na rękach, szybko wyszłam na świeże powietrze żeby przypadkiem coś jej nie zaszkodziło. Justin nadal stał obok auta z przepraszającym wyrazem twarzy i głupim uśmiechem.

- Co to ma znaczyć ?!- Krzyknęłam wskazując na dom, przy okazji budząc też dziewczynkę.

- Ale, kochanie nie denerwuj się - Zaczął mnie uspokajać.

- Jak mam się, kurwa nie denerwować ! - Przez moje krzyki mała zaczęła płakać.

- Spokojnie...

- Jak teraz mam się zająć dzieckiem skoro w domu jest taki burdel ? - Odezwałam się już nieco spokojniej, lekko kołysząc Emily.

Justin tylko podrapał się po karku i zostawił moje pytanie bez odpowiedzi.Wkurzona szybko ruszyłam do o dziwo nienaruszonego pokoju Em. Położyłam torbę po ścianę i usiadłam na małej kanapie ustawionej pod oknem.

- Cii, już dobrze, mamusia nie będzie krzyczeć - Spojrzałam na zapłakaną twarz maluszka.

- Chwile ją kołysałam aż w końcu zasnęła.

Wstałam z sofy i położyłam dziewczynkę do łóżeczka. Wyszłam z jej pokoiku i bez słowa ruszyłam do łazienki żeby się trochę odświeżyć. Weszłam pod prysznic, a ciepłą woda obmyła moje zmęczone ciało. W samym ręczniku poszłam do garderoby, przebrałam się i zaczęłam malować. Przyłożyłam maskarę do rzęs lecz jak na złość wypadła mi z rąk. Schyliłam się pod umywalkę, a to co zobaczyłam wkurzyło ale też zmartwiło mnie jeszcze bardziej. Prezerwatywa, zużyta prezerwatywa, która leżała w małym koszu. Zerwałam się na równe nogi i szybko zeszłam na dół. Zauważyłam Jusa który sprzątał w salonie.

- Masz pięć sekund, żeby się wytłumaczyć - Warknęłam podniesionym tonem. Bieber spojrzał na mnie tylko jak na wariatkę.

- O co ci chodzi ? - Odłożył worek na śmieci który trzymał w ręku i przybliżył się do mnie na co ja się oddaliłam.

- Ty kurwa, wiesz o co !

- Nie, nie wiem, może mnie oświecisz ? - Czy on na prawdę był taki głupi czy tylko udawał ?

- Dobra....spokojnie- Nabrałam powietrza do płuc i po chwili go wypuściłam. Policzyłam w myślach do dziesięciu i zaczęłam.

- Dlaczego zrobiłeś wczoraj imprezę, choć wiedziałeś że dzisiaj przyjeżdżam z małą do domu ?

- Simon wczoraj zadzwonił do mnie że wpadnie i napijemy się żeby uczcić narodziny Em, ale gdy otworzyłem drzwi, do środka wparowała jakaś setka ludzi, nie chciałem tego, tak wyszło...- Wytłumaczył patrząc prosto na mnie.

- I nic więcej nie masz mi do powiedzenia ? - Zapytałam przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.

- Nie, nie mam - I w tym momencie najbardziej mnie zabolało, bo kłamał mi prosto w oczy.

Zamiast być mężczyzną i przyznać się do zdrady to on jeszcze potrafi tak łatwo mnie okłamać. Po moim policzku poleciała łza która oznaczała że to już koniec...

Rozdział 35 ''Mam córkę''

- Mam córkę - Szepnął patrząc prosto w moje oczy.

- Wiem, ja też - Wywróciłam oczami i jeszcze  raz spojrzałam na malutką dziewczynkę przypiętą do różnych urządzeń.

Byłą taka bezbronna i słodka. Tak szczęśliwego człowieka jakim był teraz Justin nigdy nie widziałam.

- Przepraszam, czy państwo są rodzicami tego maluszka ? - Zapytała wysoka brunetka w stroju pielęgniarki

- Tak, to my - Powiedział dumny Jus, wypinając pierś do przodu.

- Jeżeli chcecie możecie do niej wejść. - Wskazała na pokój za szybą.

Przytakując udaliśmy się do drzwi. Oczywiście Bieber pierwszy się pchał żeby zobaczyć Emily. W inkubatorze były z każdej strony jedna dziura. Powoli włożyłam do niej  dłoń i delikatnie chwyciłam malutką rączkę śpiącego dziecka. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia i do ostatniego będę kochać. Właśnie od godziny zostałam matką, to jest po prostu niesamowite. Emily przyszła na świat 17.06.13r. Gdy robiłam się już troszkę sena, poprosiłam Justina żeby odwiózł mnie do mojej sali, ale on stwierdził że pobędzie jeszcze z córką i zaraz do mnie przyjdzie. Cóż, nie miałam innego wyjścia, więc wyjechałam z sali, ostatni raz jeszcze spojrzałam przez szybę. Widok był po prostu uroczy. Biebs pochylał się nad inkubatorem mówiąc coś pod nosem i uśmiechając się od ucha do ucha. W pokoju położyłam się wygodnie na łóżku i rozmyślałam. Czyli teraz córeczka będzie najważniejsza ? Oczywiście nie mam mu tego za złe, wręcz przeciwnie. Po prostu ja też potrzebuje trochę zainteresowania i miłości. Zamknęłam oczy i zasnąłem. Niestety nie spałam długo ponieważ do sali weszła pielęgniarka

- Przepraszam że obudziłam, ale teraz jest pora karmienia - Nawet nie zauważyłam jak kobieta trzymała na rękach noworodka. Podeszła bliżej i położyła mi ją na rękach.

- Ale co ja mam teraz zrobić ? - Nie miałam pojęcia jak mam się w tej sytuacji zachować.

Pielęgniarka wytłumaczyła mi po kolei wszystko. Cały czas się bałam że mogę zrobić malutkiej krzywdę, że przez jeden nie właściwy ruch jej może się coś stać. Gdy byłam gotowa, wyciągnęłam ze stanika jedną pierś, przyłożyłam główkę małej, a ona powolutku zaczęła ssać. Powiem szczerze że to uczucie było... dziwne. Nie da się tego opisać. Oczywiście w połowie karmienia do sali wszedł Justin. troszeczkę się przy nim krępowałam, ale przecież to normalne. Gapił się na mnie cały czas, ani na chwilę nie oderwał  wzroku. A za to ja zerkałam na Em która wlepiała swoje malutkie oczka we mnie, były takie same jak Justina, takie piękne, magiczne. Założę się że jak trochę podrośnie będzie taka sama jak jej tatuś. Karmienie się skończyło, lekarz poinformował że mała musi jeszcze zostać parę dni w szpitalu.

***OCZAMI JUSTINA***

O mój boże, ja mam córkę. To jest najwspanialsze co mnie w życiu spotkało. Po prostu oszalałem na jej punkcie. Gdy ją pierwszy raz zobaczyłem...nie da się tego opisać. Od razu po tym jak się urodziła, obdzwoniłem wszystkich znajomych i rodzinę. Rodzice Luny powiedzieli że będą z samego rana, tak samo jaki i moja mama. Nie chciałem się z moją córeczką rozstawać nawet na krok, swoimi oczami hipnotyzowała jak jej mama. Obie są najpiękniejszymi i najważniejszymi kobietami w moim życiu. Pod wieczór Luna karmiła małą, wpatrywałem się temu z zapartym tchem. Tak pięknej sceny jeszcze nigdy nie widziałem, to coś niesamowitego. Widziałem że Lu już była zmęczona, dlatego wziąłem dziewczynkę i zaniosłem do pokoju w którym musiała spędzić parę dni. Położyłem się koło mojej dziewczyny obejmując ją ramionami, zasnąłem. Ten dzień zapamiętam na zawsze...

- Justin, Justin obudź się - Ktoś tyrpał mnie, otworzyłem oczy i zauważyłem wszystkich, dosłownie.

Byli rodzice Luny, moja matka, Simon i Carmen, Matt, o dziwo sam i paru ludzi ze szkoły. Ledwo mieściliśmy się w sali.

- No nareszcie, budziłam cię od paru minut - Uśmiechnęła się radosna Luna

- Dobra, pogaduszki na bok lepiej pokażcie mi moją wnuczkę- Moja przyszła teściowa z tej ekscytacji nie mogła się już doczekać, podobnie jak wszyscy zgromadzeni.

***OCZAMI LUNY***

Usłyszałam głośny trzask drzwi, szybko zerwałam się z łóżka, a tam czekała na mnie cała gromada ludzi. Uśmiechnęłam się i po kolei z każdym się przywitałam

- O mój boże, Carmen jak ja cię dawno nie widziałam - Przytuliłam uśmiechniętą blondynkę.

- Tak, ja też, ale nie myślałam że się spotkamy na oddziale położniczym- Zaśmiałam się, a ona po chwili do mnie dołączyła

- Nie budzisz Justina ? - Zapytał Simo, a ja tylko przytaknęłam i lekko popchnęłam śpiącego szatyna.

- Jus, wstawaj - Szepnęłam mu do ucha, ale nie zareagował. Po paru próbach nareszcie się udało

- NO nareszcie, budziłam cię od paru minut. - Uśmiechnęłam się i z zaciekawieniem obserwowałam jego reakcje na widok tych wszystkich ludzi.

- Dobra, pogaduszki na bok lepiej pokażcie mi moją wnuczkę - Odezwała się moja mama która aż podskakiwała z radości. Wszyscy udaliśmy się do miejsca w którym leżała moja księżniczka...
*********************
Hej ludziska :) Dzisiaj dodam 2 rozdziały, ponieważ obiecałam to komuś kto przez to nie daje mi żyć :) Myślę że się podoba , KOMENTUJCIE !!!! <3
A OTO MALUTKA EMILY :)
Kocyk, Niemowle, Żółty

wtorek, 3 września 2013

Rozdział 34 ''O mój boże, wody mi odeszły''

Widząc ich miny zaczęłam bać się jeszcze bardziej.

***OCZAMI JUSTINA***

Trzy godziny, trzy pieprzone godziny odkąd lekarze zabrali Lunę. Nigdy jeszcze się tak nie bałem. Wreszcie po długich wyczekiwaniach lekarz wyszedł z sali. Czym prędzej podbiegłem do niego.
- Panie doktorze i co z nią ?

 - Niech się pan nie martwi, były to po prostu bardzo silne skurcze, lecz pana żona poradziła sobie bardzo dobrze.

- Ale to nie moja ż...

- Przepraszam ale spieszę się, jeżeli pan chce może pan do niej wejść - i pobiegł w swoją stronę. Niepewnym krokiem podszedłem do drzwi i wszedłem do środka.

Leżała tam z zamkniętymi oczami i małymi kropelkami potu na czole. Usiadłem na krześle obok jej łóżka i wpatrywałem się w nią. Odkryłem pościel i ucałowałem brzuch w którym był mój maluszek. Nie wiem co bym zrobił gdybym stracił ją jak i dziecko. Spędziłem parę godzin opierając głowę o łóżko szpitalne i co chwile masując brzuszek Luny. Zamknąłem oczy lecz nie na długo ponieważ poczułem zimną dłoń głaszczącą mnie po policzku. Popatrzyłem w górę i zobaczyłem oczy które jeszcze nie raz będę opisywać jako niesamowicie piękne. Uśmiechnąłem się i ucałowałem ją w policzek.

-I co z dzieckiem ? - Jej ton głosu wyrażał przerażenie.

 -Nie martw się, wszystko jest w porządku. - Słyszałem jak odetchnęła z ulgą i kładzie rękę na brzuch.

- Cieszysz się ? - Zapytała po chwili.

 - Ale z czego?

-Z tego że będziesz tatusiem - uśmiechnęła się uroczo na wypowiedzenie tych słów.

To brzmiało tak dziwnie, ja tatusiem, Justin Bieber tatusiem. Już sobie wyobrażam pieluchy, ubranka, kołyski i wózki., nie chce się chwalić ale będę najlepszym tatą pod słońcem. Będę tak rozpieszczał naszego malucha jak nikogo innego. Powiem wam szczerze że taka myśl że będziesz za kogoś odpowiedzialny i będziesz przez długi okres decydował o jego losach, to jest niesamowite. Wcale nie myślę że jestem za młody, wiem że razem z Lu damy radę. Ona będzie świetną matką.

-Tak, bardzo się cieszę - powiedziawszy to pocałowałem jej brzuch.

***7 MIESIĘCY PÓŹNIEJ***
***OCZAMI LUNY***

- Daj, to kochanie, ty nie możesz dźwigać - Justin odebrał z moich rąk pudło z ubraniami. Przewróciłam oczami i weszłam do domu. Postawiliśmy wszystkie bagaże w domu i stanęliśmy na środku już urządzonego holu. Po chwili Jus objął mnie od tyłu w tali.

- Jesteśmy w domu, naszym domu - Szepnął mi do ucha.

Obróciłam się przodem do niego i pocałowałam w usta. Po dużych schodach prowadzących do sypialni, pokoju gościnnego, łazienek i pokoiku dla maluszka weszliśmy by rozpakować nasze rzeczy. Zajęło nam to bardzo dużo czasu, po trzech godzinach mogliśmy spokojnie odpocząć przed telewizorem w salonie.

- Wyobrażasz sobie że teraz mamy własny kąt ? I to dzięki twoim rodzicom - Zaczął rozmowę Justin. Na jego pytanie tylko przytaknęłam i uśmiechnęłam się szeroko.

- Już się nie mogę doczekać kiedy mój skarb przyjdzie na świat - Położył rękę na moim już sporym brzuchu gładząc go delikatnie.

- Tak, ja też

- A myślałaś już o imionach ? - Zapytał spoglądając na mnie tymi karmelowymi oczyma.

- Szczerze, nie. A ty ?

- Bardzo dużo, ale to trochę trudno ponieważ nie wiemy jaka będzie płeć dziecka.

- Ja tam wole nie wiedzieć czy to będzie dziewczynka czy chłopiec - na mojej twarzy zagościł jeszcze większy uśmiech.

- Jak będzie dziewczynka to... Emily - Spojrzał na mnie wyczekująco. Emily było nawet ładne, podobało mi się.

- A chłopaka nazwiemy Anthony  - Zaproponowałam wyobrażając sobie już uśmiechniętego od ucha do ucha chłopczyka .

- Anthony ?

- Tak, nie podoba ci się ?

- Bardzo mi się podoba, tylko myślałem że wybierzesz takie jakieś...bardziej nowoczesne - Uśmiechnął się niewinnie, a ja przewróciłam oczami.

Temat o dziecku był od jakiegoś bardzo często omawiany wśród nas. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać z tą myślą że będziemy rodzicami. Zaczęliśmy wszystko od nowa, nowy dom, nowe obowiązki, nowe przeżycia. Będziemy prawdziwą rodziną którą ja zawsze miałam. Jeszcze tylko miesiąc i poród. Ktoś mnie kiedyś zapytał, chyba moja siostra : Czy boję się ? Odpowiedz na to pytanie jest chyba oczywista, cholernie się boję. Ale kurde, nawet jeszcze nie spróbowałam a już się cykam, wiem że na początku będzie trudno ale czas czyni cuda. Rozmawialiśmy sobie jeszcze z Justinem aż poczułam się zmęczona. Udaliśmy się do sypialni i przykrywając się kołdrą, zasnęliśmy...

Nic nie widzę, ciemność. Nic nie słyszę, cisza. Nic nie czuję... 
W ciemnej otchłani pojawiło się światło, nie wiem czy mam się bać i kierować w przeciwną stronę czy może zbliżyć się i zobaczyć co na mnie czeka. 
Głosy, odezwało się mnóstwo głosów które wołały moje imię.
Luna.
Chłód, jest mi zimno.
Lód topnieje, woda zakrywa całą powierzchnie.
Powoli zanurzam się cała w krystalicznej cieczy, przestaję oddychać...


Obudziłam się całą mokra, dosłownie. Szybko wstałam z łóżka lecz chwycił mnie ostry ból.

- O mój boże, wody mi odeszły - Wyszeptałam.

- Aooooo - Kolejny skurcz, tylko że o wiele silniejszy.

- Kochanie, co się dzieje ?- Justin wychrypiał zaspanym głosem.

- Justinnnnnn, ja rodzę ! - Wydarłam się niekontrolująca tonu głosu. Ten wystraszony zrywa się z łóżka.

- Co ?! Ale jak to ?! Przecież termin masz na jakiś  miesiąc ! O mój boże, o mój boże o mój b...

- Przestań tyle gadać ! - Udało mi się wypowiedzieć. 

Bieber tylko przytaknął i wziął mnie na ręce jak pannę młoda. Szybko otworzył drzwi wejściowe i samych bokserkach podbiegł do samochodu. Delikatnie położył mnie na tylnym siedzeniu, a sam usiadł za kierownicą.

- Aoooo - Kolejny niewyobrażalny ból. 

- Justin, szybciej bo dziecko urodzi się w samochodzie ! - Krzyknęłam, a on jak na zawołanie wcisnął pedał gazu. 

- Kochanie spokojnie, oddychaj, wszystko będzie dobrze. - Uspokajał mnie, a sam chyba najbardziej się denerwował. 

Gdy w końcu dojechaliśmy, wbiegł do budynku wołając lekarzy, po chwili siedziałam już na wózku. Gdy tak jechaliśmy, od razu rzuciło mi się w oczy duży napis PORODÓWKA. Cztery godziny, cztery cholerne godziny w bólach i cierpieniu. Lecz gdy pierwszy raz usłyszałam ten słodziutki piskliwy płacz który na tyle czekałam od razu zapomniałam o bólu, byłam szczęśliwa. Zabrali gdzieś dzieciątko, a ja leżałam padnięta na łóżku czekając aż pierwszy raz wezmę go, albo ją na ręce. Drzwi się rozsunęły a w nich stanął Justin mokrymi policzkami od łez. 

- Jak się czujesz ? - zapytał podchodząc do mnie, trzymał mnie za dłoń.

- Jestem strasznie zmęczona, ale warto było - Uśmiechnęłam się słabo i jak na zawołanie ziewnęłam. 

- Dziękuje ci - Ucałował mnie w policzek a następnie w dłoń.

- Za co ? - Uniosłam brew do góry, dokładnie nie wiedząc o co mu chodzi.

- Za to że dałaś mi dziecko, za to że jesteś przy mnie, za to że chociaż jestem denerwujący to ty i tak mnie kochasz, jesteś niesamowita - Pocałował mnie ale tym razem w usta. 

Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, oczywiście łza szczęścia. Czekaliśmy jeszcze bardzo długi czas aż w końcu do mojej sali wszedł lekarz. 

- Witam, jak się pani czuje ? 

- Nie najgorzej

- To świetnie, w tej chwili państwa dziecko jest poddawane badaniom, a ponieważ to wcześniak nie możecie go zobaczyć, chyba że w inkubatorze.- Wyjaśnił

- Ale nic mu nie jest, prawda ?- Odezwał się Justin 

- Nie, niech się pan nie martwi, po prostu wcześniaki są bardziej osłabione i trzeba się nimi fachowo zająć - Uspokoił Jusa, ale ja też nieco odetchnęłam z ulgą. 

Podziękowaliśmy doktorowi a ten wyszedł. Biebs przywiózł wózek, pomógł mi na niego usiąść i udaliśmy się w stronę sali na której leżał nasz maluszek. Podjechaliśmy pod ogromną szybę przez którą było widać inkubator a w nim malutką istotkę. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się wtedy czułam, to maleństwo było takie malutkie że ledwo je było dostrzec z naszej odległości. Justin objął mnie i razem patrzyliśmy na nasze dziecko. Przypatrzyłam się bardziej i zauważyłam różowy kocyk, różową poduszeczkę i malutką różowa bransoletkę wiszącą na drobniutkiej rączce. 

- Justin, chyba mamy córeczkę - Odezwałam się ocierając łzy które już zdążyły się wydostać na powierzchnie. Ten tylko rozszerzył oczy i wpatrywał się w dziewczynkę jakby miała za chwile zniknąć.

- O MÓJ BO, LUDZIE MAM CÓRKĘ!! MAM CÓRKĘ !! - Zaczął się wydzierać i kręcić wózkiem na którym siedziałam we wszystkie strony. 

Nie mogłam opanować śmiechu, gdy już się troszkę uspokoił zaczął mnie całować w każdy centymetr mojej twarzy.

- Dobrze, dobrze już przestać bo zacałujesz mnie na śmierć - Zaśmiałam się i popatrzyłam w jego oczy które w tamtej chwili były pełne wesołych iskierek. 

- Mam córkę...
*************************
No i jest wyczekiwany poród :) 
KOMENTUJCIE CZY WAM SIĘ PODOBA, A MOŻe NIE A JAK TAK TO DLACZEGO ? :)
A tak z innej beczki, zapraszam na super opowiadanie które piszę jedna z moich czytelniczek, dopiero zaczyna ale naprawdę zapowiada się ciekawie :) http://szansanalepszezycie.blogspot.com/ !!!! TO TYLE :) POZDROWIONKA I DO NASTĘPNEGO <3

poniedziałek, 2 września 2013

Koniec wakacji :(

Jak już zapewne wiecie wakacje się skończyły. Zaczyna się dużo nauki i jestem pewna że nie dam rady pisać rozdziałów co dwa dni. Także jeżeli dobrze pójdzie to rodziły będą się pojawiać w każdą SOBOTĘ. Oczywiście jeżeli będę miała wolny czas w ciągu tygodnia to dodam :)  POZDROWIONKA I JE*AĆ SZKOŁĘ !!! :)

niedziela, 1 września 2013

Rozdział 33 ''Przyjedź...''

Muszę dać radę bo inaczej stracę wszystko co w życiu jest najważniejsze. Gdy już nie miałem przy sobie żadnych prochów poczułem...ulgę. Jakby wielki ciężar gdzieś zniknął.

 ***OCZAMI LUNY***

 Dzisiaj była już kolejna wizyta u lekarza w sprawie mojego maluszka który jak na razie rozwija się prawidłowo. Nawet nie wiecie jakie to jest uczucie gdy zostaje przeprowadzone USG i pierwszy raz widzisz coś tak malutkiego, coś twojego, coś co kochasz od pierwszego wejrzenia. Oczywiście nie obyło się bez łez, ja i moja mama tak ryczałyśmy że pan doktor musiał nas przez dziesięć minut uspokajać. Rodzice są szczęśliwi że będą dziadkami chociaż moje tatusiowi nie podoba się że zaszłam w ciąże w tak młodym wieku, ale przecież byłam pełnoletnia więc o co chodzi ?

Odbyłyśmy z mamą poważną rozmowę typu matka-córka, podniosła mnie na duchu i zapewniła że pomoże w wychowywaniu małego szkraba. Wyszliśmy z kliniki i udaliśmy się w drogę do domu, w dłoni trzymałam nowo zrobione zdjęcia dziecka które trafią od razu do albumu rodzinnego. Z samochodu wysiadłam jako pierwsza i też jako pierwsza weszłam do domu, usiadłam na kanapie w salonie i z małej szuflady komody stojącej koło telewizora wyciągnęłam album. Przewinęłam prawie na sam koniec i włożyłam zdjęcie obok innych zrobionych w ostatnim miesiącu. Napawałam się jeszcze tym widokiem, lecz po chwili mój ojciec zaczął oglądać mecz piłki nożnej czego szczerze nie znoszę dlatego udałam się do swojego pokoju. Gdy byłam już na piętrze towarzyszyło mi dziwne uczucie niepokoju, przekroczyłam próg mojego pokoiku i jak widać moja intuicja się nie myliła ponieważ na łóżku siedział Justin. Ile razy można wkradać się do czyjegoś domu przez okno? To już sie robiło powoli nudne i denerwujące. Nie chcąc dłużej przeciągać niezręcznej ciszy usiadłam obok niego.

- A więc, czego chcesz ? - Zapytałam obojętnym tonem.

Ten nic nie odpowiedział tylko gapił się na mnie jakbym była ósmym cudem świata. Jeżeli mam być szczera to krępowało mnie to i chcąc ukryć małe rumieńce które odczuwałam spuściłam wzrok.

- Jeżeli przyszedłeś gapić się na mnie to...

- Przyszedłem wytłumaczyć - przerwał mi, pierwszy raz się odzywając, jego ochrypły głos przyprawiał mnie zawsze o ciarki tak było i tym razem.

- No to słucham - Poprawiłam się na łóżku i spojrzałam na jego pytający wzrok, po chwili westchnął i zaczął opowiadać co się wtedy wydarzyło.

 Sądząc po tym jak długo trwała jego wypowiedz mogłam stwierdzić że nie ominął żądnego szczegółu.

 - Przykro mi z powodu twojego ojca, ale jego śmierć to nie powód żeby ćpać. Wyobrażasz sobie jak urodzi się dziecko i będę je musiała zostawić pod twoją opieką a ty tak po prostu wyciągniesz kokę i wciągniesz ? Nie chce takiej przyszłości dla mojego...naszego dziecka. Wybacz mi Justin, ale ja nie mogę zbudować rodziny z kimś tak nieodpowiedzialnym...- Spojrzałam w jego oczy w których zbierały się łzy, musiałam być twarda choć nie było to łatwe.

-Proszę...nie rób mi tego, nie zostawiaj, nie poradzę sobie bez ciebie, nie mogę cie znowu stracić - Totalnie się rozkleił a ja ? Ja ryczałam razem z nim.

W całym pokoju słychać było szloch, ciężkie oddechy i głośne bicie serca.

- Daj mi szanse, a obiecuje że ją wykorzystam...proszę - Wybełkotał chwytając mnie za rękę.

- Muszę to przemyśleć - Przytaknął i lekko się uśmiechnął.

- Nie obraź się, ale chce zostać sama - Wskazałam na okno.

Nic nie mówiąc udał się w stronę ''swojego'' wyjścia. Pocałował mnie ostatni raz w policzek i szybko zniknął za oknem. Musiałam odpocząć od tych wszystkich myśli, problemów. Przygotowałam łóżko do spania i gdy właśnie miałam wejść pod kołdrę złapał mnie leciutki skurcz, zignorowałam go bo lekarz mówił że to jest całkowicie normalne. Oparłam głowę o miękką poduszkę i zasnęłam. Następny dzień, następne zmartwienia, następne problemy. Weszłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Weszłam naga do kabiny, a letnia woda zaczęła orzeźwiać moje ciało. Spojrzałam w dół na mój już troszeczkę zaokrąglony brzuch. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie to jest uczucie, nosić małego człowieka w sobie. Dotknęłam go delikatnie wmasowując przy okazji mydło. Po dziesięciu minutach już byłam gotowa. Zeszłam na dół, nikogo nie było, żadnej karteczki, niczego. Nie przejmując się ty zbytnio zrobiłam sobie płatki z mlekiem i usiadłam wygodnie na kanapie w salonie. Spokojnie oglądałam jakiś serial gdy nagle złapał mnie tak silny skurcz że miska ze śniadaniem upadła na podłogę. Nie mogłam się ruszyć, ból sparaliżował moje ciało. Zaczęłam się poważnie martwić gdy skurcz ani na chwile nie odpuścił. Kolejny , a ja ledwo co mogłam usiedzieć w miejscu. Ostatkami sił podeszłam do telefonu.

- Halo ?

- Aoooo - Kolejny chyba najsilniejszy skurcz przez który o mało co nie upuściłam komórki.

- Luna co się stało ? - W słuchawce rozbrzmiał zmartwiony jak i przerażony głos Justina.

- Przyjedź...- Wyszeptałam nie mając siły ustać na nogach.

- O mój boże, będę za chwilę - Po tych słowach sie rozłączył, a ja upadłam na podłogę.

 Byłam przytomna, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Bałam się że stracę dziecko, zaczęłam płakać. Po chwili do domu wpadł Justin, a gdy mnie zobaczył podbiegł do mnie.

- Jezu, Luna słyszysz mnie ? - Nie byłam w stanie się odezwać przez ogromny ból w podbrzuszu, tak jakby odebrało mi mowę.

Tylko przytaknęłam. Nic już więcej nie mówiąc wziął mnie na ręce i udał się do wyjścia. Sądząc po silnym uścisku w którym mnie trzymał mogłam stwierdzić że przestraszył sie nie na żarty. Posadził mnie na tylnym siedzeniu i odjechał z piskiem opon.

- Przecież jest jeszcze za wcześnie na poród - Mówił sam do siebie wgapiając się uważnie w drogę.

 Pędził tak szybko że bałam się czy spowoduje wypadek. Podjechaliśmy pod szpital, otworzył drzwi od mojej strony i znów wziął mnie na ręce. Wpadliśmy do szpitala, gdy tylko lekarze mnie zobaczyli przywieźli wózek, umieścili mnie na nim i gdzieś zawieźli. Widząc ich miny zaczęłam bać się jeszcze bardziej...