sobota, 28 września 2013

Rozdział 42 ''Proszę pana...''

- Moja córka - Powiedziałam już nieco głośniej. Babcia rozszerzyła oczy i zastygła jakby w miejscu. Cisza dłużyła się i dłużyła.

- Dziecko... Nawet nie wiesz jak się cieszę - Przytuliła mnie mocno. Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się takiej reakcji ze strony mojej babci, jak byłam młodsza i przez przypadek stłukłam talerz, darła się w niebo głosy, a teraz ? Stałam tak tam zdziwiona.

- Mogę ją potrzymać ? - Zapytała z charakterystycznymi iskierkami w oczach. Nie mówiąc nic podałam kobiecie maluszka. Babcia jak to babcia nie mogła się nacieszyć prawnuczką która co chwile słodko się uśmiechała. Po przedstawieniu całej rodziny Justinowi, do salonu został wniesiony tort. Wszyscy zaczęliśmy śpiewać sto lat, a ja ? Od wszystkich głośnych śmiechów, rozmów i śpiewów, strasznie rozbolała mnie głowa. Ból był nie do zniesienia, nie mogłam ustać na nogach. Nie wiem jakim cudem ale doczołgałam się do schodów na których usiadłam. Obraz zaczynał się rozmazywać, nie wiedziałam co się dzieje...

***OCZAMI JUSTINA***

-...Niech żyje nam ! - Zgromadzeni zaczęli klaskać, Harry zdmuchnął świeczki. Podszedłem do stolika na którym leżał tort. Wziąłem dwa kawałki i udałem się w poszukiwaniu Luny. W kuchni jej nie było, na tarasie i w ogrodzie też nie... Szybkim krokiem udałem się w stronę schodów... Potem już tylko zmartwienie wszystkich dookoła, długa droga z nie małą prędkością i jesteśmy... jebany szpital. Ile razy jeszcze tu trafię ? I to jeszcze z nią... Wbiegłem z nią na rękach do środka wielkiego budynku. Zgromadzili się lekarze, w których był także Pan Brown.

- Co się stało ? - Zapytał.

- Nie wiem, zobaczyłem ją już jak zemdlała.

- Czy skarżyła się na jakieś bóle czy inne dolegliwości ? - Pomyślałem chwile.

- Tak, od paru dni strasznie bolała ją głowa. - Ten już o nic nie pytał tylko szybko zawiózł Lu na jakąś sale.

Nie mam siły, to wszystko mnie przerasta. Boję się, boję się następnego dnia, następnej minuty, następnej sekundy... Nauczyłem się już że wyznaczamy sobie cel w życiu ale zawsze jakiś mały, najmniejszy kawałek z niego będzie pod władzą losu i nic na to nie poradzimy. Wiem to, ale nie chce się z tym pogodzić, dlaczego ? Nie chce stracić czegoś co w moim życiu gra pełnie, bez czego będę nikim. Nikt nie wiewie co go czeka, nikt nie wie na co się szykować, nikt nie wie czy ma się lękać. Przyszłość, niektórzy ludzie mylą ją z marzeniami, mylą ją z planami. Nigdy nie wiadomo czy osoba z którą przeżyliśmy tyle wspaniałych i niezapomnianych chwil, odejdzie a my nie zdążymy się z nią nawet pożegnać... Za dużo myśli, za dużo pytań dla których nie ma odpowiedzi...


- Proszę pana...- Z ''transu'' wybudził mnie doktor który klęczał przede mną. Popatrzyłem na niego, widząc... smutek ? O nie, tylko nie to... Brown widząc moją przestraszoną minę usiadł obok mnie i westchnął.

- Na ostatniej wizycie nie przeprowadziliśmy jednego badania, a mianowicie tomografii.- Widziałem że każde następne słowo sprawiało mu trudność.

- Do rzeczy - Ponagliłem go, czując że już nie wytrzymam.

- Przykro mi to mówić... ale pani Luna ma raka...

************************************
No i jest rozdział... Wiem że niektórym może on się nie spodobać no ale cóż. WYRAŻAJCIE SWOJE OPINIE I DO NASTĘPNEGO !! <3

1 komentarz: