poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 67 ''Co z nią ?..''

Straciłam panowanie nad ciałem i z towarzyszącym mi ogromnym bólem upadłam na podłogę...

***OCZAMI JUSTINA***

Gdy tylko odebrałem telefon podrzucając Emily do jej chrzestnych pojechałem do szpitala, przekraczałem dozwoloną prędkość, ale w tamtej chwili mnie to w ogóle nie interesowało. W tamtej chwili moją głowę zajmowała tylko Luna. Od rana miałem przeczucie ze coś złego sie wydarzy, a jednak moje podejrzenia sie sprawdziły, co ani trochę mnie nie cieszyło. Zaparkowałem auto na miejscu dla niepełnosprawnych nie mając czasu by czekać na zwolnienie sie jakiegoś innego.

- Co z nią, jak sie czuje, jest przytomna ? -Od razu zasypałem pytaniami Anne która razem z Pattie i Harrym czekała na korytarzu. 

- Synku uspokój się, nikt jeszcze nic nie wie..Gdzie jest Emily ? - Moja matka od razu zobaczyła że razem ze mną nie ma dziecka. 

- Simon i Katherine się nią zajęli - Wytłumaczyłem spokojnie siadając na krześle.

Przez całe moje dotychczasowe doświadczenie, mogę śmiało stwierdzić że nienawidzę szpitali, mimo że ratują nie jednemu człowiekowi życie, to przywołują do siebie nieodpowiednich ludzi, którzy niczemu nie są winni. Ale już mogłem sie przekonać że życie nigdy nie układa się tak jak ja bym chciał, zawsze musi wywołać jakąś katastrofę. Mówiąc szczerze, trochę przyzwyczaiłem sie już że nic nie idzie po mojej myśli. Tylko nie rozumiałem dlaczego znów to ona musiała cierpieć przez rzeczy które nigdy nie powinny się stać, nie powinna być chora. Tak idealna osoba nie może opuścić świata, nie może tak po prostu zabraknąć tak ciepłej, troskliwej osoby bez której nie tylko mój świat się zawali. Co dzień myślę o tym co by było gdyby, ale czy to ma jakiś sens. Przecież nie od dziś wiadomo że jak los coś postanowi zawsze tak ma być  i  nic z tym nikt nie zrobi, a bezsilność jest w tym najgorsza. Mam taka świadomość, gdy budzę sie co ranka że to ja nie potrafię jej uratować, że przeze mnie jej może już nie być. Może za  mało ją przekonywałem do tego żeby zaczęła sie leczyć..

Teraz to wszystko spada na mnie z podwójną siłą, nie wybaczyłbym sobie gdyby jeszcze na tym wszystkim ucierpiało dziecko. Cały czas zadaje sobie pytanie czy zdołam wychować dwójkę dzieci zupełnie sam, może nie zupełnie, ale rodzina zawsze ze mną nie będzie. Boje sie jutra, boję sie tego co ma się stać. Moją jedyną myślą, a nawet prośbą było by nic im nie groziło, żeby wszystko było dobrze. Na to cały czas liczyłem.  Kilka pielęgniarek kręciło się po korytarzu co jakiś czas wchodząc do sali w której była Luna. Mimo że ze mną była moja jak i mama Luny a obok niej siedział Harry, nadal czułem sie taki samotny, pozbawiony czegoś, to uczucie nie dawało mi spokoju. Czułem się jeszcze bardziej zdenerwowany, maskowałem tym zmartwienia.

Tylu lekarzy jak na razie spotkałem chodząc nerwowo po długim oddziale ale nie zauważyłem Browna, nie miałem pojęcia czy to to dobry lub zły znak. Miałem tak mieszane uczucie, że cały czas sie w nich gubiłem. Nie mogłem przestać chodzić w te i z powrotem, to mnie w pewien sposób uspokajało. Z tego stresu nie wiedziałem już co robić, zostało mi tylko to. Przy okazji tego podszedłem pod automat z kawa by choć trochę orzeźwić mój umysł. Wyciągnąłem z kieszeni jakieś drobniaki które miałem i wrzucają do środka, wybrałem typ kawy i czekałem aż nalewanie do plastikowego kubka dobiegnie końca. Po chwili, reszta wyleciała a ja odebrałem kubek. Delektując sie smakiem mocnej kawy ruszyłem w kierunku sali. Gdy tylko tam dotarłem zamurowało mnie, nie było na nim żywej duszy, Pattie wraz z Anne i Harrym także wyparowali. Odkładając dopiero co kupioną kawę na parapet dużego okna ruszyłem szybkim krokiem, rozglądając isę na boki. Wpatrywałem sie w każde okno sali, lecz nic nie widziałem, przeszedłem na koniec korytarza widząc to co od paru godzin najbardziej chciałem ujrzeć.

Moja księżniczka uśmiechająca się w swój idealny sposób, każdy jej gest przyprawiał mnie o dreszcze, mogłem przypatrywać sie jej do końca świata a nawet o jeden dzień dłużej. Była moim ósmym cudem świata, bez którego nie wyobrażam sobie codzienności. Siedziała okrążona prze z rodzinę, w ich towarzystwie także był Anthony. Otworzyłem drzwi, wchodząc do środka. Pierwszym co zrobiłem to nie patrząc na niego, przedostanie sie do Luny, i uwięzienie jej w  moich ramionach napawając sie jej uroczym zapachem róż.

- Dlaczego ty zawsze musisz mnie tak straszyć ? - Spytałem rozpływając sie w kolorze jej oczu, mieliśmy je podobne ale w moich nie było tylu błyszczących iskierek  na które patrzeć można cały czas.

- Przepraszam - pocałowała mnie w czubek nosa, znów pokazując swoje nieskazitelnie białe zęby.

- '- Na chwile odwróciłem od niej wzrok przenosząc go na Thonego.

Od razu ruszył się z miejsca widząc ze każdy zgromadzony w tym pomieszczeniu oczekiwał jego odpowiedzi.

- Wystąpiły powikłania nie tylko choroby ale także ciąży..będzie musiała u nas zostać na kilka dni, i nie ma mowy o żadnym wypisaniu wcześniej..

*******************************
Hejoo <33 
Przepraszam że taki krótki, następny postaram sie napisać dłuższy ;** 
Mam nadzieje że ten rozdział wam sie spodobał i wyrazicie swoje opinie w komentarzu <33

15 komentarzy:

  1. świetny i nie mogę się doczekać kolejnego

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Świętny, wspaniały, rewelacyjny! Czekam na nn! :)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja kocham twojego bloga i czekam na następny rozdział *o*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mimo że nie jestem fanką Justina to i tak podoba mi się ten blog. Piszesz wspaniałe rozdziały oby tak dalej . :* czekam na następny <3 :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział i proszę cię dodaj kolejny jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do Liebster Award!! ;**
    Szegóły na moim blogu;
    www.you-always-will-be-my-summer-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział genialny jak zwykle :) Mam nadzieję że małemu nic nie będzie :| Pierwszy raz komentuje, bo korzystam z internetu w telefonie co niestety nie pozwala mi skomentować każdego rozdziału. Dzięki tobie, twojemu blogowi polubiłam Justina :D Tak samo miałam z 1D. A na te fanfiction o 1D i JB trafiłam przez przypadek :) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne opowiadanie, czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne opowiadanie, jestem zafascynowana. Piszesz genialnie!
    Podsyłam swój - www.your-choice.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetnie Ci to wyszło. czekam na kolejny i zapraszam do mnie : http://cecilia-zayn.blogspot.com/ . mile widziane komentarze :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzisiaj w nocy z nudów zaczęłam czytać opowiadania o Justinie i trafiłam na ten. Powiem krótko. Z rozdziału na rozdział piszesz co raz lepiej. Mówiąc szczerze pierwsze rozdziały (jeszcze na tamtym blogu) miały ciekawą fabułę, ale były w beznadziejny sposób pisane. Teraz jest cudownie i oby tak dalej. Życzę weny. A ja zabieram się do czytania twoich opowiadań o tym niegrzecznym Justinie :D

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy dodasz kolejny

    OdpowiedzUsuń
  13. zajebisty :* kiedy nastepny???

    OdpowiedzUsuń
  14. jak zwykle świetne !! kiedy następny ??
    zapraszam do mnie theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. http://greatperplexity.blogspot.com jest już prolog i bohaterowie za niedługo pierwszy rozdział . Zapraszam !

    OdpowiedzUsuń