czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 61 ''Co z twoim zdrowiem ?...''

Notka pod rozdziałem, dziękuje ;*

- Moje dzieci potrzebują ojca...

*** 1 TYDZIEŃ PÓŹNIEJ ***

Nie mogliśmy wytrzymać. Dzień w dzień się komunikowaliśmy, przychodził, odwiedzał Emily. Ale nie dziwie się sobie, przecież tyle razem przeszliśmy, tyle chwil razem spędziliśmy, nie dałoby sie tak z własnej woli dać rozdzielić ten związek.

Otworzyłam oczy rozciągając się przy tym. Jak za dawnych czasów budziłam sie w swoim fioletowym pokoju, z którym wiąże wiele tych dobry jak i nieprzyjemnych wspomnień. Zawsze jednak budziłam się w tym pokoju sama, dzisiaj tak nie było. Obróciłam lekko głowę żeby mieć lepszy widok na idealne rysy mężczyzny mojego życia. Mężczyzny z którym chce przeżyć to życie, ten czas który mi pozostał. Delikatnie pogładziłam jego policzek, wyczuwając lekki chłód. W pokoju nie było wysokiej temperatury która mogła ogrzać  nasze ciała.

- Dzień dobry - Szepnęłam mu cicho do ucha. Mruknął coś niezrozumiałego po czym obrócił sie na drugi bok.

Zaśmiałam sie pod nosem tym razem kładąc ręce na jego bokach.

- Kochanie, jeżeli nie wstaniesz za sekundkę to źle to się dla ciebie skończy - Ponownie szepnęłam do jego ucha, uśmiechając się delikatnie.

 Znowu żadnej odpowiedzi, nie miałam wyboru, musiałam go jakoś obudzić. Zaczęłam go gilgotać po całym brzuchu. Od razu zerwał się na nogi zważając na to że ma okropne łaskotki.

- Cicho, obudzisz moich rodziców - Zatkałam mu ręką usta.

- Oszalałaś kobieto - Wybełkotał w moją dłoń.

Pocałowałam go w czubek nosa i wstałam z łóżka.

- Dobra królewiczu, zbieraj się - Rzuciłam w niego jego ciuchami.

- Już mnie wyganiasz ? - Wziął swoją koszulkę w dłonie i spojrzał na mnie kątem oka.

- Hmm - Chwyciłam sie za podbródek.

- Tak - Uśmiechałam sie uroczo i powróciłam do ubierania sie.

- Dzisiaj cię zabieram

- Gdzie ? - Gd już byłam całkowicie ubrana, usiadłam obok niego na łóżku.

Spojrzał na mnie.

- A na plaże, co ty na to ?

- Czy ty jesteś normalny, w taką pogodę ? - Wskazałam na okna przez które zobaczyć można było tylko gęstą mgłę i zachmurzone niebo.

- A kto powiedział że ja chce się kąpać ? Możemy pójść na spacer - Uśmiechnął się i wstał z łóżka.

- No dobrze - Odwzajemniłam jego uśmiech.

Przybliżył się do mnie i lekko pocałował moje usta.

- No to przyjdę po ciebie za godzinę - Przytaknęłam.

- Taa, znowu, jak za dawnych czasów, moje wspaniałe wyjście - Odwrócił się do okna które już czekało lekko uchylone.

Zaśmiałam sie cicho. Jeszcze raz na mnie spojrzał uśmiechając sie, ale już po chwili zniknął z mojego pola widzenia..

***OCZAMI JUSTINA***

***GODZINĘ PÓŹNIEJ*** 

- A gdzie ją zabierasz Justin ? - Zapytała Anne nalewając mi szklankę soku.

 - Po prostu, chciałem się przejść, pogadać - uśmiechnąłem się w jej stronę odbierając napój.

 - Dobry pomysł, macie sobie chyba coś do powiedzenia...- W tym momencie na schodach pojawiła się, ciepło ubrana Luna.

Nawet w dresach wyglądała seksownie.

 - Jestem, możemy iść na tą zimnice - zatrzęsła się na samą myśl o przebywaniu teraz na zewnątrz.

 - Wytrzymasz. - Pocałowałem jej zaróżowiony policzek, pożegnałem się z jej mamą i razem, za rękę wyszliśmy z domu jej rodziców.

Uśmiechnąłem się widząc jak Luna tuli się do mojego ramienia chcąc utrzymać swoją temperaturę ciała. Jak widzicie nie bez powodu chciałem ją wyciągnąć na spacer, nie dość że muszę z nią na prawdę szczerze porozmawiać to jeszcze mam w gratisie przytulanki od niej. Owinąłem ja ramieniem i mocniej przycisnąłem do siebie. Dotarliśmy do postoju taksówek, wsiedliśmy oboje.

- Przepraszam, mógłby pan włączyć ogrzewanie.-Poprosiła, a mężczyzna niewiele starszy ode mnie wykonał jej polecenie.

 - Aż taki z ciebie zmarzluch - szepnąłem jej do ucha.

 - A nie widać - spojrzała na mnie pocierając swoje ręce.

 Uśmiechnąłem się, wziąłem jej obydwie dłonie, przyłożyłem je sobie do ust, a mój ciepły oddech otulił je dodając jej troszkę ciepła. Uśmiechnęła się do mnie uroczo, całując w policzek. Po nie długiej drodze taksówką w końcu dojechaliśmy na miejsce, miejsce gdzie można odpocząć od wielkiego miasta. Na tej plaży miałem swój własny kąt, kiedyś zawsze przychodziłem tu gdy miałem jakiś problem, lub gdy po prostu chciałem pobyć sam.

Ponownie wziąłem Lu za rękę kierując się w miejsce gdzie stało jedyne drzewo ukryte za wydmami, pod tym drzewem zawsze padał cień, co nie wiem czy teraz będzie nam sprzyjać. Wyciągnąłem z kieszeni zwiniętą w rulonik gazetę, wyrwałem kilka stron, położyłem na piasku pilnując by wiatr mi ich nie rozwiał. Usiedliśmy na nich mając idealny widok na ocean.

 - Co z twoim zdrowiem ? - Od razu, bez pośrednio zacząłem rozmowę.

Chwile patrzyła się tępo w piasek rysując na nim różne kształty.

- Nie wiem..

- Co się dzieje ? - Przysunąłem siię bliżej niej.

 - Są powikłania, są bóle, są osłabienia, ale ja nie wrócę do szpitala, oni mi tam nie powiedzą dokładnie ile mi zostało, a ja chce ten czas jak najlepiej wykorzystać. - Wyrzuciła z siebie z lekko drżącym głosem.

- Ale przecież ty wcale nie musisz umierać Luna ! Ty możesz z tego wyzdrowieć, możesz żyć. - Krzyknąłem biorąc ją za rękę.

 Spojrzała na mnie.

 - A czy to jest pewne ? Czy oni wiedzą że jak będę miała różne zabiegi i to wszystko, to oni na pewno wiedzą że wyzdrowieje ? Justin, spójrz na tylu ludzi którzy podjęli się walki i zmarli w szpitalu, z dala od wszystkich swoich bliskich...ja tak nie chce. - Spuściła wzrok pełen łez znów na piasek.

 - A dlaczego to ty nie spojrzysz na tych ludzi którzy wygrali walkę, którzy mogą być razem z rodziną..

- A potem rak wraca, Justin ja to już przechodziłam, wszystko to już było za mną, aż do teraz..

- Dlaczego nie chcesz spróbować, dla rodziców, przyjaciół, Emily i mnie..- Przez cały czas trzymałem jej ręku którą raz ona raz ja mocniej ściskałem chcąc pozbyć się łez gromadzonych w szklanych oczach.

- I co to da, wyzdrowieje, a potem jest znowu ryzyko że za kilka lat znowu zachoruje, jak się będziesz wtedy czuł, będzie ci łatwo ? Ja chce to zakończyć..- Nie wytrzymałem po moich policzkach spłynęły łzy które skapnęły na nasze dłonie.

- Kochanie, na razie to ja sie nigdzie nie wybieram...muszę ci pomóc w wychowaniu naszych maleństw - Położyła dłoń na mojej głowie bawiąc się włosami.

 Podniosłem się lekko, wytarłem wszystkie łzy i spojrzałem na Lunę.

 - Maleństw ?...

***************************
Hejoo <33
Od razu strasznie was przepraszam że taka przerwa była ale teraz pisanie rozdziału na tym jak i na tym drugim blogu zajmuję mi tak średnio 4 godziny. Dlaczego tyle ? A już wam wyjaśniam, otóż ja bardzo chce żeby rozdziały były ciekawe chce żeby coś się w nich działo a nie tak na ''odwal się''. A przy braku weny trudno jest taki rozdział napisać, także jak się skupie i wysilę swój jakże malutki móżdżek do pracy to wyjdzie jakiś w miarę rozdział, ale ocenę pozostawiam wam. 
Chciałam także ostrzec że rozdziały teraz nie wszystkie, ale pojawią się jeszcze smutne...
To tyle także DO NASTĘPNEGO <33 ;)

4 komentarze:

  1. Boskie <333333333333333

    Kocham to <333333333

    Choroba Luny :<

    Mam nadzieje. że akurat w tej sprawie będzi nie smutne :)


    KOcham <33
    Weny skarbie <33

    Anana

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny ♥ pozdrawiam kicia ♥ weny ♥ KC ♥

    OdpowiedzUsuń